czwartek, 21 lipca 2016

Chiny niszczą akademię buddyjską

Chiny zaczęły burzyć wielki ośrodek studiów buddyjskich w Syczuanie 


W połowie lipca 2016 rozpoczęła się nakazowa rozbiórka części największego tybetańskiego ośrodka studiów buddyjskich i buddyjskiego ruchu oporu w Larung Gar w autonomicznej tybetańskiej prefekturze Garze (tyb. Kardze) w Syczuanie. Larung Gar (pinyin: Larong Wuming foxueyuan) było w przeszłości obszarem, na którym dochodziło do licznych samobójczych samospaleń w rzekomym proteście przeciwko niszczeniu tybetańskiej kultury i religii. Duchowni lamowie apelują do studentów o zachowanie spokoju, gdyż wszelkie samobójcze incydenty jedynie pogorszą sytuację tybetańskich buddystów. Chińscy robotnicy w asyście policji i żołnierzy rozpoczęli rozbiórkę największego tybetańskiego ośrodka studiów buddyjskich Larung Gar w Syczuanie. Jest domem dla 10 tysięcy tybetańskich mnichów - poinformował tybetański rząd na wygnaniu. Prowincja jest znana z powstania tradycji niebiańskich mistrzów taoistycznych - Tianshi Dao w pinyin Zheng Yi Dào. 

Akademia buddyjska Larung Gar - Syczuan
Chińczycy wyjaśniają wyburzanie względami bezpieczeństwa i rzekomą koniecznością budowy drogi, która została zaplanowana w tym celu, aby ośrodek pustelniczy buddyzmu tybetańskiego do współczesności niedostosowanego przestał istnieć. Na zboczach doliny na wysokości 4 tysięcy m n.p.m. piętrzą się ciasno jeden nad drugim malutkie jednopiętrowe domki pomalowane na czerwono i kryte czerwonymi dachami, przedzielone drogą na kwatery dla mężczyzn po jednej, a dla kobiet po drugiej stronie. Leżący w dolinie Larung w powiecie Seda (tyb. Serthar, Sertar) ośrodek nauk buddyjskich nazywany jest także Buddyjską Akademią lub ośrodkiem Sertar. Oficjalnie w prowincji Syczuan, zaledwie 10-12 procent ludności wyznaje jakąkolwiek religię, zwykle buddyzm lub taoizm, a pozostałych około 88-90 procent ludności to bezwyznaniowcy: ateiści, maoiści. Można się tam porozumiewać głównie dialektami sino-tybetańskimi, a syczuańsko-mandaryński jest tam lingua franca - dialektem porozumienia w którym wszędzie można się dogadać. 

Jak podaje portal rządu tybetańskiego na wygnaniu w indyjskiej Dharamśali, duchowni nauczyciele w Larung wezwali studentów do zachowania spokoju i powstrzymania się od protestów oraz samobójstw. Larung Gar było w przeszłości obszarem, na którym dochodziło do licznych samospaleń w proteście przeciwko niszczeniu tybetańskiej kultury i religii. Tybetańczycy (1,5 mln ludzi) stanowią trzy czwarte mieszkańców syczuańskich autonomicznych prefektur Aba i Garze, obejmujących łącznie powierzchnię równą terytorium Wielkiej Brytanii. Obszar ten tradycyjnie wchodził w obręb historycznego regionu Kham, słynącego z bitnych wojowników - Khampów, którzy mają bardzo silne poczucie tożsamości tybetańskiej. Niestety owi Khampowie jakoś nie kwapią się do realnej ochrony i obrony buddyzmu w Tybecie, a to można czynić jedynie silną walką partyzancką - jak dowodzi historia. Powierzchnia prowincji Syczuan to 480 tysięcy km kwadratowych,a zatem więcej niż Polski i dwa razy tyle co Wielkiej Brytanii, ludność Syczuanu to 87,25 mln (2004) osób. 


Chińskie władze zagroziły kompletną rozbiórką górskiej pustelni Larung Gar, jeżeli do 30 października 2016 nie zmniejszy on o połowę liczebności mnichów i mniszek, odpowiednio do 1500 i 3500 w ramach zarządzonej przez centralny rząd w Pekinie restrukturyzacji buddyjskich ośrodków. W 2015 roku chińskie władze, które uznają uczelnię w Larung Gar za centrum przekazujące informacje "wychodźczym siłom separatystycznym", nakazały opuszczenie ośrodka 600 mieszkańcom oraz zasugerowały wyjazd stamtąd dla około 400 osób, które ukończyły 60 rok życia. - To bardzo złe wiadomości. Jest też faktem, że odkąd Xi Jinping został prezydentem Chin Ludowych, postępuje wyraźne pogarszanie się wolności religijnej w samym Tybecie - powiedział wiceprzewodniczący tybetańskiego parlamentu na wygnaniu Acharya Yeshi Phuntsok. 

Wyburzanie skrytykowała w komunikacie propagandowa organizacja Wolny Tybet (Free Tibet) z siedzibą w Londynie. Szefowa tej organizacji Eleanor Byrne-Rosengren powiedziała, że nie ma ono nic wspólnego z przeludnieniem, a jest jedynie elementem "taktyki osłabiania wpływu buddyzmu w Tybecie". Według Wolnego Tybetu w ramach procesu restrukturyzacji, rządząca partia komunistyczna i samorządowcy będą stanowić większość w zarządzie ośrodka Larung Gar, podobnie jak w innych klasztorach tybetańskich.  Zapewne, maoistowski rząd Chin Ludowych, nie tyle boi się masowych magistrów i doktorów buddyjskich (tych jest tylko około 500) ile tego, że studia lamów są bardzo nowoczesne i obejmują matematykę, informatykę oraz obsługę nowoczesnych technologii komputerowych, a to oznacza silną promocję buddyzmu także w Internecie, nie tylko wśród wyznawców z klasztoru. 

Ośrodek został założony w 1980 roku przez pochodzącego z tamtych stron wybitnego nauczyciela, lamę Jigme Phuntsoka, i w ciągu 20 lat górska pustelnia przeobraziła się w olbrzymie klasztorne obozowisko czy raczej koczowisko. W 2001 roku siłą wygnano stamtąd ponad kilka tysięcy studentów i wyburzono około 2 tysiące wzniesionych własnoręcznie mieszkań pustelniczych (chatki jogina). Wyburzenia i wydalanie duchownych buddyjskich trwało też w roku następnym. W czasie chińskiej okupacji, w ateistyczno-maoistowskim amoku wyniszczenia wszystkich religii, zburzono w Tybecie większość z ponad 6250 klasztorów. 

Serthar Buddhist Institute (Larung Gar Buddhist Academy) to buddyjska uczelnia założona przez lamę czyli buddyjskiego guru Jigme Phuntsoka w miasteczku Larung Gar w tybetańskiej prefekturze autonomicznej Garzê w Chinach. Otwarcie prestiżowej uczelni doprowadziło do nagłej rozbudowy miasteczka, skrytego głęboko w dolinie Larung. Larung zamieszkuje obecnie około 40 tysięcy  mnichów, mniszek i studentów. Wokół uczelni i świątyń powstał niezwykły kampus - tysiące małych, drewnianych domków (bez łazienek i toalet - są tylko komunalne) "rozlały się" po wzgórzach niczym indyjskie slumsy czy brazylijskie fawele. Larung położone jest na wysokości 4000 metrów n.p.m. w odludnej, niedostępnej dolinie, która zimą często jest odcięta od świata. Najbliższe duże miasto - Chengdu - jest oddalone około 650 km. Akademia Serthar jest jednym z najważniejszych współczesnych ośrodków buddyzmu tybetańskiego. O jej wyjątkowości stanowi również, że blisko połowę stanowią mniszki. 

Syczuan to wschodnia część Wielkiego Tybetu
Mnisie miasteczko leży w prowincji Syczuan, gdzie powstawało spontanicznie, od 1980 roku, gdy po dekadach walki z religią kierowanej przez Mao Zedonga jego następcy znów pozwolili Tybetańczykom na praktyki. Duchowny Khenpo Dzigme Phuncog założył tu prywatną pustelnię i udzielał nauk grupce uczniów. Kolejni przybywali z całego kraju, by uczyć się u boku mądrego, słynącego z ekumenizmu nauczyciela. Większość uczniów to kobiety. W 1987 roku ośrodek legalnie zarejestrowano, a bogaty program, kwalifikowani nauczyciele, wysoki poziom wykładów oraz chińsko- i tybetańskojęzyczne podręczniki nie miały i wciąż nie mają sobie równych w całym Tybecie. Larung Gar przyjmuje adeptów wszystkich szkół buddyzmu tybetańskiego. Może przyjechać każdy mnich i zostać, jak długo zechce, byle samodzielnie zbudował sobie chatkę i sam się utrzymał. 

Inaczej niż w klasztorze nie ma tu ściśle określonego porządku dnia; trzeba jednak przestrzegać monastycznej dyscypliny i zasad porządkowych. Zajęcia i nabożeństwa odbywają się w salach dwóch świątyń. Do wyboru są m.in. filozofia, matematyka, literatura, medycyna, historia - w części wykładane po chińsku. Każdy mnich może się zapisać na dowolne wykłady. W Larung Gar studiuje też wielu chińskich buddystów i to właśnie ich obecność najboleśniej uwiera ateistyczno-maoistowski Pekin - w ateistyczno-maoistowskim  społeczeństwie religia miała przecież zanikać, tymczasem nie dość, że nie udało jej się wykorzenić w Tybecie, to jeszcze rozprzestrzenia się na Chiny Ludowe, odradza, zmartwychwstaje. 

Chiny zaczęły burzyć wielki ośrodek studiów buddyjskich w Syczuanie 


W połowie lipca 2016 rozpoczęła się rozbiórka największego tybetańskiego ośrodka studiów buddyjskich i buddyjskiego ruchu oporu w Larung Gar w autonomicznej tybetańskiej prefekturze Garze (tyb. Kardze) w Syczuanie. Larung Gar było w przeszłości obszarem, na którym dochodziło do licznych samobójczych samospaleń w rzekomym proteście przeciwko niszczeniu tybetańskiej kultury i religii. Duchowni lamowie apelują do studentów o zachowanie spokoju, gdyż wszelkie samobójcze incydenty jedynie pogorszą sytuację tybetańskich buddystów. Chińscy robotnicy w asyście policji i żołnierzy rozpoczęli rozbiórkę największego tybetańskiego ośrodka studiów buddyjskich Larung Gar w Syczuanie. Jest domem dla 10 tysięcy tybetańskich mnichów - poinformował tybetański rząd na wygnaniu. Prowincja jest znana z powstania tradycji niebiańskich mistrzów taoistycznych - Tianshi Dao w pinyin Zheng Yi Dào. 

Chińczycy wyjaśniają wyburzanie rzekomymi względami bezpieczeństwa i rzekomą koniecznością budowy drogi, która została zaplanowana w tym celu, aby ośrodek pustelniczy buddyzmu tybetańskiego do współczesności według maoistów niedostosowanego przestał istnieć. Na zboczach doliny na wysokości 4 tysięcy m n.p.m. piętrzą się ciasno jeden nad drugim malutkie jednopiętrowe domki pomalowane na czerwono i kryte czerwonymi dachami, przedzielone drogą na kwatery dla mężczyzn po jednej, a dla kobiet po drugiej stronie. Leżący w dolinie Larung w powiecie Seda (tyb. Serthar, Sertar) ośrodek nauk buddyjskich nazywany jest także Buddyjską Akademią lub ośrodkiem Sertar. Oficjalnie w prowincji Syczuan, zaledwie 10-12 procent ludności wyznaje jakąkolwiek religię, zwykle buddyzm lub taoizm, a pozostałych około 88-90 procent ludności to bezwyznaniowcy: ateiści, maoiści. Można się tam porozumiewać głównie dialektami sino-tybetańskimi, a syczuańsko-mandaryński jest tam lingua franca - dialektem porozumienia w którym wszędzie można się dogadać. 

Jak podaje portal rządu tybetańskiego na wygnaniu w indyjskiej Dharamśali, duchowni nauczyciele w Larung wezwali studentów do zachowania spokoju i powstrzymania się od protestów oraz samobójstw. Larung Gar było w przeszłości obszarem, na którym dochodziło do licznych samospaleń w proteście przeciwko niszczeniu tybetańskiej kultury i religii. Tybetańczycy (1,5 mln ludzi) stanowią trzy czwarte mieszkańców syczuańskich autonomicznych prefektur Aba i Garze, obejmujących łącznie powierzchnię równą terytorium Wielkiej Brytanii. Obszar ten tradycyjnie wchodził w obręb historycznego regionu Kham, słynącego z bitnych wojowników - Khampów, którzy mają bardzo silne poczucie tożsamości tybetańskiej. Niestety owi Khampowie jakoś nie kwapią się do realnej ochrony i obrony buddyzmu w Tybecie, a to można czynić jedynie silną walką partyzancką - jak dowodzi historia. Powierzchnia prowincji Syczuan to 480 tysięcy km kwadratowych,a zatem więcej niż Polski i dwa razy tyle co Wielkiej Brytanii, ludność Syczuanu to 87,25 mln (2004) osób. 

Chińskie władze zagroziły kompletną rozbiórką górskiej pustelni Larung Gar, jeżeli do 30 października 2016 nie zmniejszy on o połowę liczebności mnichów i mniszek, odpowiednio do 1500 i 3500 w ramach zarządzonej przez centralny rząd w Pekinie restrukturyzacji buddyjskich ośrodków. W 2015 roku chińskie władze, które uznają uczelnię w Larung Gar za centrum przekazujące informacje "wychodźczym siłom separatystycznym", nakazały opuszczenie ośrodka 600 mieszkańcom oraz zasugerowały wyjazd stamtąd dla około 400 osób, które ukończyły 60 rok życia. - To bardzo złe wiadomości. Jest też faktem, że odkąd Xi Jinping został prezydentem Chin Ludowych, postępuje wyraźne pogarszanie się wolności religijnej w samym Tybecie - powiedział wiceprzewodniczący tybetańskiego parlamentu na wygnaniu Acharya Yeshi Phuntsok. 

Wyburzanie skrytykowała w komunikacie propagandowa organizacja Wolny Tybet (Free Tibet) z siedzibą w Londynie. Szefowa tej organizacji Eleanor Byrne-Rosengren powiedziała, że nie ma ono nic wspólnego z przeludnieniem, a jest jedynie elementem "taktyki osłabiania wpływu buddyzmu w Tybecie". Według Wolnego Tybetu w ramach procesu restrukturyzacji, rządząca partia komunistyczna i samorządowcy będą stanowić większość w zarządzie ośrodka Larung Gar, podobnie jak w innych klasztorach tybetańskich.

Ośrodek został założony w 1980 roku przez pochodzącego z tamtych stron wybitnego nauczyciela, lamę Jigme Phuntsoka, i w ciągu 20 lat górska pustelnia przeobraziła się w olbrzymie klasztorne obozowisko czy raczej koczowisko. W 2001 roku siłą wygnano stamtąd ponad kilka tysięcy studentów i wyburzono około 2 tysiące wzniesionych własnoręcznie mieszkań pustelniczych (chatki jogina). Wyburzenia i wydalanie duchownych buddyjskich trwało też w roku następnym. W czasie chińskiej okupacji, w ateistyczno-maoistowskim amoku wyniszczenia wszystkich religii, zburzono w Tybecie większość z ponad 6250 klasztorów. 

Serthar Buddhist Institute (Larung Gar Buddhist Academy) to buddyjska uczelnia założona przez lamę czyli buddyjskiego guru Jigme Phuntsoka w miasteczku Larung Gar w tybetańskiej prefekturze autonomicznej Garzê w Chinach. Otwarcie prestiżowej uczelni doprowadziło do nagłej rozbudowy miasteczka, skrytego głęboko w dolinie Larung. Larung zamieszkuje obecnie około 40 tysięcy  mnichów, mniszek i studentów. Wokół uczelni i świątyń powstał niezwykły kampus - tysiące małych, drewnianych domków (bez łazienek i toalet - są tylko komunalne) "rozlały się" po wzgórzach niczym indyjskie slumsy czy brazylijskie fawele. Larung położone jest na wysokości 4000 metrów n.p.m. w odludnej, niedostępnej dolinie, która zimą często jest odcięta od świata. Najbliższe duże miasto - Chengdu - jest oddalone około 650 km. Akademia Serthar jest jednym z najważniejszych współczesnych ośrodków buddyzmu tybetańskiego. O jej wyjątkowości stanowi również, że blisko połowę stanowią mniszki. 

Mnisie miasteczko leży w prowincji Syczuan, gdzie powstawało spontanicznie, od 1980 roku, gdy po dekadach walki z religią kierowanej przez Mao Zedonga jego następcy znów pozwolili Tybetańczykom na praktyki. Duchowny Khenpo Dzigme Phuncog założył tu prywatną pustelnię i udzielał nauk grupce uczniów. Kolejni przybywali z całego kraju, by uczyć się u boku mądrego, słynącego z ekumenizmu nauczyciela. Większość uczniów to kobiety. W 1987 roku ośrodek legalnie zarejestrowano, a bogaty program, kwalifikowani nauczyciele, wysoki poziom wykładów oraz chińsko- i tybetańskojęzyczne podręczniki nie miały i wciąż nie mają sobie równych w całym Tybecie. Larung Gar przyjmuje adeptów wszystkich szkół buddyzmu tybetańskiego. Może przyjechać każdy mnich i zostać, jak długo zechce, byle samodzielnie zbudował sobie chatkę i sam się utrzymał. 

Inaczej niż w klasztorze nie ma tu ściśle określonego porządku dnia; trzeba jednak przestrzegać monastycznej dyscypliny i zasad porządkowych. Zajęcia i nabożeństwa odbywają się w salach dwóch świątyń. Do wyboru są m.in. filozofia, matematyka, literatura, medycyna, historia - w części wykładane po chińsku. Każdy mnich może się zapisać na dowolne wykłady. W Larung Gar studiuje też wielu chińskich buddystów i to właśnie ich obecność najboleśniej uwiera ateistyczno-maoistowski Pekin - w ateistyczno-maoistowskim  społeczeństwie religia miała przecież zanikać, tymczasem nie dość, że nie udało jej się wykorzenić w Tybecie, to jeszcze rozprzestrzenia się na Chiny Ludowe, odradza, zmartwychwstaje. 

W 2001 roku w pobliżu Larung Gar rozlokowano ponad dwa tysiące urzędników państwowej bezpieki, by zaczęli spisywać mnichów; każdemu zakładali teczkę. Przybyli z sąsiednich prowincji, by zidentyfikować podlegających ich jurysdykcji duchownych, po czym prośbą i groźbą namawiali ich do powrotu w rodzinne strony. Wkrótce ogłoszono decyzję o wydaleniach mnichów, mniszek i lamów. Słysząc to podczas wiecu stanowiącego władzę w tej mnisiej komunie tybetańskiej, niektóre mniszki mdlały. Co najmniej 30-ci osób zmarło z rozpaczy i szoku, jakim było dla nich wygnanie i rozdzielenie z nauczycielem duchowym. Khenpo Dzigme Phuncog osadzono w areszcie domowym; podupadł na zdrowiu i trzy lata później umarł, głównie wskutek torturowania w maoistowskich katowniach ChRL. 

Pozbyto się brutalnie 1,5 tysiąca mnichów (bhikszu) i ponad 3 tysiące mniszek buddyjskich (bhikszuni), część kompleksu zrównano z ziemią. Często burzono domy wraz z dobytkiem i ołtarzami, a nawet z opornymi którzy nie chcieli wyjść z burzonego budynku. Wynajęci robotnicy ateistyczno-maoistowscy plądrowali ruiny. Niejednokrotnie niszczono jeszcze zamieszkane kwatery, wywlekając za próg ludzi chorych i starych, którzy prawdopodobnie skończyli w chińskich łagrach - za stawianie oporu władzy maoistowskiej. Wedle ekspertów, lepsze byłoby uczynienie ośrodka Larung Gar całkowicie zamkniętym i zakazanie buddystom w nim mieszkającym wyjazdu z buddyjskiej akademii - podobnie jak w USA mają Indianie osadzeni w swoich rezerwatach uważanych za skanseny etnograficzne, a nie za obozy koncentracyjne którymi faltycznie pozostają. 

Larung Gar szybko jednak wrócił do wcześniejszej świetności. Patrzącemu z góry zdawało się, że spływająca po zboczach mnisia kolonia - maleńkie chatki w kolorze klasztornej czerwieni - nie ma końca. Tylko jedno ogołocone i pokryte flagami modlitewnymi zbocze wyglądało tak, jakby zeszła tędy lawina. Tam właśnie znajdowały się zlikwidowane kwatery mnichów zniszczone przez maoistowską mafię chińskich aateistów. W 2006 roku mnisi mówili mi, że jest ich 8 tysięcy. Na 2016 rok liczbę mieszkańców Larung Gar szacuje się na 20 tysięcy duchownych i świeckich. W czasie ważnych ceremonii przybywa drugie tyle, co drażni władze prowincji i rząd ateistyczno-maoistowskich Chin Ludowych. Pekin, który formalnie zapewnia o wolności wyznania, ale religię tybetańską próbuje sprowadzić do najprostszych praktyk i etnograficznego folkloru dla turystów, znowu rzucił im wyzwanie. Do września 2017 roku 5 tysięcy domków ma zostać całkowicie zburzonych. Pozwolenie na przebywanie w Larung Gar dostanie maksymalnie 5 tysięcy osób, czyli jedna czwarta obecnej na lipiec 2016 rok społeczności - samowystarczalnej komuny buddyjskiej. 

To rezultat "szóstego forum roboczego w sprawie Tybetu" i "drugiej ogólnochińskiej konferencji poświęconej kwestii religii", która obradowała w kwietniu 2016 roku w Pekinie i zobowiązała wszystkie wyznania religijne do "podporządkowania się przewodniej roli ateistyczno-maoistowskiej Komunistycznej Partii Chin, wspierania systemu socjalistycznego oraz socjalizmu o specyfice chińskiej". Tym specyficznym socjalizmem chińskim jest jak wiadomo ateistyczny-maoizm, którego celem jest wyniszczenie czy zdławienie wszelkich odmiennych światopoglądów, w szczególności tradycyjnych religii prowadzących do rozwoju duchowego i wyższej świadomości człowieka, jak taoizm, buddyzm, dżainizm czy hinduizm. Jak donosi Helsińska Fundacja Praw Człowieka, siedmiopunktowa dyrektywa obliguje administrację lokalną do zniszczenia kwatery mieszkalnej każdego wydalonego adepta budyjskiego oraz do sporządzenia szczegółowej dokumentacji wyburzeń. Wszyscy duchowni (lamowie, rimpocze) i praktykujący świeccy muszą też podpisać lojalki i przejść kampanię "edukacji prawnej". 

Jeszcze w 2016 roku kompleks ma opuścić 1 tysiąc świeckich i 1,2 tysiąca duchownych, mnichów i mniszek. Do jesieni 2016 mają zostać zainstalowane kamery przemysłowe. Powstanie też mur rozdzielający świecką i mnisią część kompleksu buddyjskiego. W ostatnim punkcie władze rozłączają klasztory i Instytut Studiów Buddyjskich, w którym będzie mogło studiować 3,5 tysiąca z 5 tysięcy rezydentów. W części monastycznej wykładane będą wyłącznie "nauki religijne" buddyzmu. Zapewne zadziała sprzężenie zwrotne ujemne, które streścić można w słowach: im silniejszy ateistyczny zamordyzm, tym silniejsza stanie się prześladowana religia. 

Oficjalna nazwa prowincji to Sichuanshěng. W prowincji Syczuan (Sichuan), góra Leshan jest jedną ze świętych gór Chin wartą zobaczenia. Główną atrakcją jest wielka statua Buddy w Leshan. Blisko Chengdu znajduje się stacja badawcza dla pand, która również może zostać odwiedzona. Podróże po rzece Yangtze także stanowią wielka atrakcję turystyczną Syczuanu. Około 95% populacji prowincji Syczuan to Chiński Han. Przeważające mniejszości narodowe to: Tybetańczycy, Yi-, Qing i Naxi. Prowincja Syczuan jest sławna ze swojego ostrego jedzenia, a klimat podzwrotnikowy. Chongqing (Bliźniacze Szczęście), dawniejsze Yu lub Yuzhou leżące u zbiegu dwóch rzek Jangcy i Jialing Jiang, jest miastem wydzielonym z największą populacją w Chinach liczącą około 32 miliony mieszkańców na 82 tysiącach kilometrów kwadratowych (obszar 1/5 Polski). Chongqing zajmując całą wschodnią część prowincji Syczuan, jest najszybciej rozwijającym się obszarem rozwoju technologicznego i przemysłowego na świecie oraz epicentrum rozwoju gospodarczego Chin Ludowych. Chongqing jest także centrum działalności mafijnej i gangsterskiej w Chinach XXI wieku, a to już jak wiadomo nie jest dalekie od prześladowania niewielkiej społeczności tybetańskich buddystów nawołujących do życia uczciwego, zgodniego z zasadami moralnymi Mistrza Śakjamuni Buddy. Wielu podróżujących zatrzymuje się w Sichuan po drodze do Tybetu aby zdobyć niezbędne pozwolenie na podróż. 

Beznadzieja totalna jest z tym Tybetem - bo oto jeden z najmniej licznych narodów świata jakim są Tybetańczycy stoi w konflikcie o przestrzeń życiową z najliczniejszym narodem Chińskim. Trochę to tak, jakby jedną połowę stajni zajmowała mrówka, a drugą słoń, i tenże słoń zaczął się w pewnym momencie rozpychać, bo mu ciasno. Nie tylko łatwo przewidzieć, kto tu kogo pokona, ale trochę nawet trudno w stu procentach słonia potępiać. My Polacy to zjawisko potępiamy w stu procentach, bo nie jest tak trudno przypomnieć sobie inny duży naród, który by wielkodusznie darował w takiej sytuacji malutkiemu. Jakoś w USA czy Kanadzie, gdzie ziemi kupa, ani skrawek tej ziemi nie pozostał własnością tamtejszych Indian zwanych ciągle "Czerwonymi Małpami" jak 200-300 lat temu, jakimś takim indiańskim Watykanem czy księstwem Monako. Polska pamięta reżim niemieckich hitlerowców, którzy wymordowali 6 milionów Polaków aby powiększyć swoją niemiecko-austriacką przestrzeń życiową w czasie II wojny światowej. Skoro jednak przodujący "demokraci" planety jakim są rzekomo USA i Kanada tak sobie poczynali, to czegóż wymagać od Chińczyków, narodu bliższego mentalnie mrówkom. Zapewne dopiero przywrócenie taoizmu jako narodowej religii Chińczyków zdoła zaprowadzić tam równowagę żywiołów, a przecież Tybet to jedna z pięciu historycznych części Wielkich Chin. 

Według oficjalnych danych 1 stycznia 2014 roku na świecie było 7 miliardów 137 milionów 577 tysięcy 750 osób. W porównaniu do poprzedniego roku liczba osobników gatunku homo sapiens na świecie wzrosła o 77 milionów. Największy przyrost zarejestrowano w Indiach, gdzie przybyło 15,6 mln obywateli. Następne w kolejce są Chiny, Nigeria, Pakistan i Etiopia, a gdzieś tych ludzi trzeba upychać. To, co jednakże robią z buddyzmem Chińczycy, to jest takie samo barbarzyństwo, jak niszczenie przez salaficko-wahabickich talibów posągów Buddy w Afganistanie, zbrodnia wobec starożytnej kultury, religii i duchowości. Chrześcijanie jak i muzułmanie, oczywiście milczą jak niszczony jest buddyzm, nie zaprotestują, bo w przeszłości sami starali się zniszczyć buddyzm wszelkimi dostępnymi środkami inkwizycyjnymi, tak jak wpspółcześnie w Chinach robią to tamtejsze władze ateistyczno-maoistowskie. Rozsądni i racjonalistyczni ludzie widząc ideologie inkwizycyjne dążące do eliminacji ideowej czy religijnej konkurencji - odrzucają te fanatyczne wynaturzenia ludzkiej umysłowości wśród których widzimy między innymi ateizm, maoizm, salafizm, wahabizm, watykanizm czyli radykalny katolicyzm inkwizycyjny. Trzeba chronić dzieci, aby nie wpadły w fanatyzm pokroju chińskiego ateizmu maoistowskiego. 

Mapa turystyczna dla zwiedzających Wielki Tybet
W 2001 roku w pobliżu Larung Gar rozlokowano ponad dwa tysiące urzędników państwowej bezpieki, by zaczęli spisywać mnichów; każdemu zakładali teczkę. Przybyli z sąsiednich prowincji, by zidentyfikować podlegających ich jurysdykcji duchownych, po czym prośbą i groźbą namawiali ich do powrotu w rodzinne strony. Wkrótce ogłoszono decyzję o wydaleniach mnichów, mniszek i lamów. Słysząc to podczas wiecu stanowiącego władzę w tej mnisiej komunie tybetańskiej, niektóre mniszki mdlały. Co najmniej 30-ci osób zmarło z rozpaczy i szoku, jakim było dla nich wygnanie i rozdzielenie z nauczycielem duchowym. Khenpo Dzigme Phuncog osadzono w areszcie domowym; podupadł na zdrowiu i trzy lata później umarł, głównie wskutek torturowania w maoistowskich katowniach ChRL. 

Pozbyto się brutalnie 1,5 tysiąca mnichów (bhikszu) i ponad 3 tysiące mniszek buddyjskich (bhikszuni), część kompleksu zrównano z ziemią. Często burzono domy wraz z dobytkiem i ołtarzami, a nawet z opornymi którzy nie chcieli wyjść z burzonego budynku. Wynajęci robotnicy ateistyczno-maoistowscy plądrowali ruiny. Niejednokrotnie niszczono jeszcze zamieszkane kwatery, wywlekając za próg ludzi chorych i starych, którzy prawdopodobnie skończyli w chińskich łagrach - za stawianie oporu władzy maoistowskiej. Wedle ekspertów, lepsze byłoby uczynienie ośrodka Larung Gar całkowicie zamkniętym i zakazanie buddystom w nim mieszkającym wyjazdu z buddyjskiej akademii - podobnie jak w USA mają Indianie osadzeni w swoich rezerwatach uważanych za skanseny etnograficzne, a nie za obozy koncentracyjne którymi faktycznie pozostają. 

Larung Gar szybko jednak wrócił do wcześniejszej świetności. Patrzącemu z góry zdawało się, że spływająca po zboczach mnisia kolonia - maleńkie chatki w kolorze klasztornej czerwieni - nie ma końca. Tylko jedno ogołocone i pokryte flagami modlitewnymi zbocze wyglądało tak, jakby zeszła tędy lawina. Tam właśnie znajdowały się zlikwidowane kwatery mnichów zniszczone przez maoistowską mafię chińskich ateistów. W 2006 roku mnisi mówili mi, że jest ich 8 tysięcy. Na 2016 rok liczbę mieszkańców Larung Gar szacuje się na 20 tysięcy duchownych i świeckich. W czasie ważnych ceremonii przybywa drugie tyle, co drażni władze prowincji i rząd ateistyczno-maoistowskich Chin Ludowych. Pekin, który formalnie zapewnia o wolności wyznania, ale religię tybetańską próbuje sprowadzić do najprostszych praktyk i etnograficznego folkloru dla turystów, znowu rzucił im wyzwanie. Do września 2017 roku 5 tysięcy domków ma zostać całkowicie zburzonych. Pozwolenie na przebywanie w Larung Gar dostanie maksymalnie 5 tysięcy osób, czyli jedna czwarta obecnej na lipiec 2016 rok społeczności - samowystarczalnej komuny buddyjskiej. 

To rezultat "szóstego forum roboczego w sprawie Tybetu" i "drugiej ogólnochińskiej konferencji poświęconej kwestii religii", która obradowała w kwietniu 2016 roku w Pekinie i zobowiązała wszystkie wyznania religijne do "podporządkowania się przewodniej roli ateistyczno-maoistowskiej Komunistycznej Partii Chin, wspierania systemu socjalistycznego oraz socjalizmu o specyfice chińskiej". Tym specyficznym socjalizmem chińskim jest jak wiadomo ateistyczny-maoizm, którego celem jest wyniszczenie czy zdławienie wszelkich odmiennych światopoglądów, w szczególności tradycyjnych religii prowadzących do rozwoju duchowego i wyższej świadomości człowieka, jak taoizm, buddyzm, dżainizm czy hinduizm. Jak donosi Helsińska Fundacja Praw Człowieka, siedmiopunktowa dyrektywa obliguje administrację lokalną do zniszczenia kwatery mieszkalnej każdego wydalonego adepta buddyjskiego oraz do sporządzenia szczegółowej dokumentacji wyburzeń. Wszyscy duchowni (lamowie, rimpocze) i praktykujący świeccy muszą też podpisać lojalki i przejść kampanię "edukacji prawnej". 

Niszczona akademia buddyjska Larung Gar w Syczuanie
Jeszcze w 2016 roku kompleks ma opuścić 1 tysiąc świeckich i 1,2 tysiąca duchownych, mnichów i mniszek. Do jesieni 2016 mają zostać zainstalowane kamery przemysłowe. Powstanie też mur rozdzielający świecką i mnisią część kompleksu buddyjskiego. W ostatnim punkcie władze rozłączają klasztory i Instytut Studiów Buddyjskich, w którym będzie mogło studiować 3,5 tysiąca z 5 tysięcy rezydentów. W części monastycznej wykładane będą wyłącznie "nauki religijne" buddyzmu. Zapewne zadziała sprzężenie zwrotne ujemne, które streścić można w słowach: im silniejszy ateistyczny zamordyzm, tym silniejsza stanie się prześladowana religia. 

Oficjalna nazwa prowincji to Sichuanshěng. W prowincji Syczuan (Sichuan), góra Leshan jest jedną ze świętych gór Chin wartą zobaczenia. Główną atrakcją jest wielka statua Buddy w Leshan. Blisko Chengdu znajduje się stacja badawcza dla pand, która również może zostać odwiedzona. Podróże po rzece Yangtze także stanowią wielka atrakcję turystyczną Syczuanu. Około 95% populacji prowincji Syczuan to Chiński Han. Przeważające mniejszości narodowe to: Tybetańczycy, Yi-, Qing i Naxi. Prowincja Syczuan jest sławna ze swojego ostrego jedzenia, a klimat podzwrotnikowy. Chongqing (Bliźniacze Szczęście), dawniejsze Yu lub Yuzhou leżące u zbiegu dwóch rzek Jangcy i Jialing Jiang, jest miastem wydzielonym z największą populacją w Chinach liczącą około 32 miliony mieszkańców na 82 tysiącach kilometrów kwadratowych (obszar 1/5 Polski). Chongqing zajmując całą wschodnią część prowincji Syczuan, jest najszybciej rozwijającym się obszarem rozwoju technologicznego i przemysłowego na świecie oraz epicentrum rozwoju gospodarczego Chin Ludowych. Chongqing jest także centrum działalności mafijnej i gangsterskiej w Chinach XXI wieku, a to już jak wiadomo nie jest dalekie od prześladowania niewielkiej społeczności tybetańskich buddystów nawołujących do życia uczciwego, zgodnego z zasadami moralnymi Mistrza Śakjamuni Buddy. Wielu podróżujących zatrzymuje się w Sichuan po drodze do Tybetu aby zdobyć niezbędne pozwolenie na podróż. 

Beznadzieja totalna jest z tym Tybetem - bo oto jeden z najmniej licznych narodów świata jakim są Tybetańczycy stoi w konflikcie o przestrzeń życiową z najliczniejszym narodem Chińskim. Trochę to tak, jakby jedną połowę stajni zajmowała mrówka, a drugą słoń, i tenże słoń zaczął się w pewnym momencie rozpychać, bo mu ciasno. Nie tylko łatwo przewidzieć, kto tu kogo pokona, ale trochę nawet trudno w stu procentach słonia potępiać. My Polacy to zjawisko potępiamy w stu procentach, bo nie jest tak trudno przypomnieć sobie inny duży naród, który by wielkodusznie darował w takiej sytuacji malutkiemu. Jakoś w USA czy Kanadzie, gdzie ziemi kupa, ani skrawek tej ziemi nie pozostał własnością tamtejszych Indian zwanych ciągle "Czerwonymi Małpami" jak 200-300 lat temu, jakimś takim indiańskim Watykanem czy księstwem Monako. Polska pamięta reżim niemieckich hitlerowców, którzy wymordowali 6 milionów Polaków aby powiększyć swoją niemiecko-austriacką przestrzeń życiową w czasie II wojny światowej. Skoro jednak przodujący "demokraci" planety jakim są rzekomo USA i Kanada tak sobie poczynali, to czegóż wymagać od Chińczyków, narodu bliższego mentalnie mrówkom. Zapewne dopiero przywrócenie taoizmu jako narodowej religii Chińczyków zdoła zaprowadzić tam równowagę żywiołów, a przecież Tybet to jedna z pięciu historycznych części Wielkich Chin. 

Wielki posąg Buddy w Leshan w prowincji Syczuan
Według oficjalnych danych 1 stycznia 2014 roku na świecie było 7 miliardów 137 milionów 577 tysięcy 750 osób. W porównaniu do poprzedniego roku liczba osobników gatunku homo sapiens na świecie wzrosła o 77 milionów. Największy przyrost zarejestrowano w Indiach, gdzie przybyło 15,6 mln obywateli. Następne w kolejce są Chiny, Nigeria, Pakistan i Etiopia, a gdzieś tych ludzi trzeba upychać. To, co jednakże robią z buddyzmem Chińczycy, to jest takie samo barbarzyństwo, jak niszczenie przez salaficko-wahabickich talibów posągów Buddy w Afganistanie, zbrodnia wobec starożytnej kultury, religii i duchowości. Chrześcijanie jak i muzułmanie, oczywiście milczą jak niszczony jest buddyzm, nie zaprotestują, bo w przeszłości sami starali się zniszczyć buddyzm wszelkimi dostępnymi środkami inkwizycyjnymi, tak jak współcześnie w Chinach robią to tamtejsze władze ateistyczno-maoistowskie. Rozsądni i racjonalistyczni ludzie widząc ideologie inkwizycyjne dążące do eliminacji ideowej czy religijnej konkurencji - odrzucają te fanatyczne wynaturzenia ludzkiej umysłowości wśród których widzimy między innymi ateizm, maoizm, salafizm, wahabizm, watykanizm czyli radykalny katolicyzm inkwizycyjny. Trzeba chronić dzieci, aby nie wpadły w fanatyzm pokroju chińskiego ateizmu maoistowskiego. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz