środa, 9 stycznia 2019

Psychotropy - spustoszenie mózgu

Psychotropy powodują spustoszenie i wyniszczenie mózgu 


Wiele było i jest kontrowersji wokół stosowania środków psychotropowych w medycynie, także wobec ich nadużywania i nieetycznego stosowania w ramach przemocy psychiatrycznej. Jakie działanie mają środki psychotropowe, przepisywane na ADHD, depresję, czy schizofrenię? Badania budzą coraz większy niepokój rzetelnych naukowców. Istnieją lekarstwa na każdą chorobę psychiczną czy umysłową: od schizofrenii, przez depresję i stany lękowe, aż po hiperaktywność. Problem w tym, że choć sprzedaje się ich coraz więcej, leki te nie działają. Co 10 lat liczba recept wydawanych na leki psychotropowe zwiększa się dwukrotnie. Lekarze przepisują środki mające leczyć choroby duszy na prawo i lewo, co idzie w parze z rzekomo postępującą epidemią depresji, stanów lękowych, ADHD, schizofrenii, stresu oraz psychozy. Tendencję tę da się zaobserwować na całym świecie. Dla przykładu w 2014 roku. w samej Wielkiej Brytanii pacjentom wręczono ponad 57 mln recept na antydepresanty, co stanowiło skok o 7% względem poprzedniego roku. W Stanach Zjednoczonych między 1996 a 2005 roku wystawiono ich 2 razy więcej, a zarówno w zachodniej Europie, jak i w Nowej Zelandii, obserwuje się takie same trendy. 



Jednak mamy tu do czynienia z niezwykłym paradoksem: nie odnotowano bowiem analogicznego skoku występowania chorób psychicznych. W ostatniej dekadzie częstotliwość przypadków depresji utrzymuje się na stałym poziomie, mimo iż przepisuje się 2 razy więcej recept na antydepresanty. Sugeruje to, że albo leki nie są skuteczne i ci sami pacjenci przyjmują je przez całe życie, albo pogarszają jeszcze stan chorych, albo też, że medycyna nie rozumie po prostu procesu powstawania chorób umysłowych ani ich przyczyn. W rzeczywistości wszystkie 3 potencjalne rozwiązania można podsumować często powtarzanymi przez pacjentów słowami: leki psychotropowe nie działają, a jeśli nawet, to nie na długo. Jürgen Margraf i Silvia Schneider, dwoje profesorów z Ruhr-University w niemieckim Bochum, twierdzą, że leki te wywierają tylko krótkotrwały efekt i nie eliminują problemu. Gdy pacjent odstawia je, objawy powracają, ale jeśli nadal je przyjmuje, symptomy mogą się jeszcze pogorszyć. Z całą pewnością dotyczy to leków przepisywanych na zaburzenia lękowe, depresję bądź ADHD, a wspomniani eksperci podejrzewają, że podobnie jest ze środkami na schizofrenię. 

Mała pacjentka Rebecca Riley z okolic Bostonu miała dwa pół roku, kiedy zapisano jej tabletki na rzekome zaburzenia psychiczne w tak młodym wieku. Półtora roku później dziewczynka spod Bostonu leżała na ziemi - martwa. Jej rodzice stopniowo otruli ją psychotropami. Śmierć tego małego dziecka w grudniu 2012 roku nie daje spokoju lekarzom krytycznym wobec stosowania środków psychotropowych. „Jak jakiś psychiatra u dziecka, które dopiero co wyszło z pieluch, mógł postawić rozpoznanie zaburzeń afektywnych dwubiegunowych i ADHD?” – zastanawiał się na przykład amerykański psychiatra Daniel Carlat: „Jaki był powód tego, by takiemu maluchowi zapisać koktajl z tak silnych medykamentów?” 


Neuroleptyki hamują receptory dopaminy w mózgu, które są odpowiedzialne za przekazywanie sygnałów. Te leki przeznaczone są dla osób cierpiącym na paranoję, schizofrenię i chorobę afektywną dwubiegunową oraz powodują „kurczenie się” szarych komórek. To sprawia, że nauka i zapamiętywanie nie są efektywne, a głową włada otępienie. Leki przeciwdepresyjne blokują działanie serotoniny i norepinefryny w mózgu, a to prowadzi do zaburzeń pamięci. Leki przeciwlękowe osłabiają aktywność mózgu związaną z pamięcią krótko i długoterminową. Środki nasenne powodują utratę pamięci, ponieważ osłabiają aktywność mózgu w najważniejszych jego obszarach, w tym tych odpowiedzialnych za naukę i pamięć. Środki przeciwhistaminowe i leki przeciwcholinergiczne powszechnie występują zarówno w lekach sprzedawanych bez recepty, jak i na receptę. Zmieniają one funkcje mózgu przez zahamowanie wydzielania acetylocholiny, czyli głównego neuroprzekaźnika nauki i pamięci. Obniżon

Nie tylko w wynaturzonych i odczłowieczonych Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej (USA), ale także na przykład w Niemczech coraz więcej młodych ludzi dostaje od lekarzy leki na rozliczne zaburzenia psychiczne, w tym takie, z których dotąd leczono pracą (zajęcioterapią, pracą w polu i ogrodzie) lub zwyczajnie, paskiem w tyłek. Dzieci i młodzież otrzymywały zamiast naturalnych terapii tradycyjnych absurdalny Metylofenidat na ADHD „z wyraźnie rosnącą tendencją do zwiększania dawki”, zameldowano w Raporcie Farmaceutycznym za rok 2012. Spożycie Risperidonu, neuroleptyku wykorzystywanego przy leczeniu schizofrenii, wzrosło od 2001 roku o ponad 22 procent, chociaż jego długotrwałe zażywanie niszczy mózg powodując między innymi ciężkie choroby demencyjne, w tym chorobę Alzheimera. 

Nikt przy tym nie wie dokładnie, jak te środki oddziaływują na mózg, bo nie były przebadane na skutki uboczne długofalowego zażywania. Wiele środków psychotropów zmienia na przykład obraz określonych neuroprzekaźników, powoduje dodatkowe zaburzenia mózgu. Czy jednak w ten sposób leczą przyczyny depresji, schizofrenii, czy ADHD – zupełnie nie udowodniono, a co gorsza coraz więcej badań naukowych pokazuje ich rozliczną, ukrytą szkodliwość. Całkiem możliwe jest, że leki psychotropowe mają znacznie większe szkodliwe skutki uboczne, ponieważ długofalowo zmieniają pracę mózgu – i w ten sposób tak naprawdę pogłębiają lub wręcz wywołują zaburzenia psychiczne. Twierdzi tak dziennikarz medyczny Robert Whitaker, który w swojej książce („Anatomy of An Epidemic”) zgromadził wiele niepokojących wyników badań. 

O tym, jak poważnie należy podchodzić do jego obaw, można było przekonać się na listopadowym Kongresie Niemieckiego Towarzystwa Psychiatrycznego w Berlinie w 2012 roku. Kiedy w Sali nr 4 Whitaker mówił o oddziaływaniu neuroleptyków, słuchacze walili drzwiami i oknami. Mogli oni zapoznać się z danymi, z których wynikało, że pacjenci leczeni neuroleptykami, częściej od innych musieli wracać do szpitala z powodu nawrotów choroby. Innymi słowy: utrzymywani na tych lekach pacjenci mieli trudniejszą drogę do wyzdrowienia, a często dodatkowe powikłania do leczenia i rozliczne uszkodzenia w mózgu, w tym demencyjne.

Podobne wnioski wyłoniły się wówczas, gdy naukowcy porównali, jak leczeni są ludzie na schizofrenię w biednych i w bogatych krajach. W Stanach Zjednoczonych i sześciu innych krajach uprzemysłowionych 61 procent pacjentów leczono neuroleptykami. W Indiach, Kolumbii i Nigerii – tylko 16 procent z nich, a jednak mimo to – a może właśnie dzięki temu – u pacjentów z ubogich krajów choroba miała zdecydowanie łagodniejszy przebieg. Od wieków wiadomo, że najlepszym lekkim lekiem przeciwdepresyjnym jest bardzo tanie ziele z dziurawca, szczególnie herbatka z tego ziela. Jako mocniejszy lek też może być dziurawiec, tylko odwar kilku minutowy lub ekstrakt. Dziurawiec nie niszczy mózgu w odróżnieniu od chemicznych neuroleptyków i antydepresantów. 

Co najmniej połowa chorych na schizofrenię żyje w Polsce bez leczenia i bez leków psychotropowych

Amerykańska psychiatra, Nancy Andreasen zbadała z kolei mózgi ponad 200 pacjentów ze schizofrenią z pomocą tomografii komputerowej i stwierdziła, że ich mózgi uległy wyraźnemu skurczeniu, zmniejszeniu, obumarciu. Wyraźnie widać było przy tym, że im dłużej stosowali oni leki psychotropowe, tym wyraźniejsze były szkody w strukturze mózgu. W 2012 roku badania, przeprowadzone na 965 pacjentach ze schizofrenią, potwierdziły i wzmocniły to spostrzeżenie. Autorzy podsumowali: „U pacjentów, którzy stosowali leki psychotropowe, stwierdzono więcej strukturalnych anomalii w określonych regionach mózgu”. Ten ubytek tkanki nerwowej mózgu jak potem wykazano w innych badaniach, zawęża zdolności poznawcze pacjentów. Stają się więc wyraźnie głupsi (spada inteligencja i zdolności poznawcze), a przy tym wcale nie pozbywają się swoich schizofrenicznych zaburzeń. Czy więc w określonych przypadkach nie lepiej byłoby całkowicie zrezygnować z leków psychotropowych? Szczególny sprzeciw lekarzy zachowujących poziom człowieczeństwa budzi podawanie środków psychotropowych przymusowo milionom pacjentów sądowych w ramach wymyślonej przez hitlerowskich nazistów detencji psychiatrycznej w sprawach karnych i rodzinnych, gdyż środki na oddziałach sądowych podawane są pod przymusem i przez długie okresy czasu, a do tego w dużych dawkach, co powoduje wiele nienaturalnych zgonów i wygląda to na planową eksterminację pacjentów sądowych z zaburzeniami psychicznymi (w wielu z nich to antysystemowi i opozycyjni polityczni dysydenci). 

Prowadzone długofalowo badania na University of Illinois College of Medicine w Chicago wyraźnie potwierdzają to wcześniejsze domniemanie o szkodliwości psychotropów. Przez 15 lat od epizodu schizofrenicznego 46 procent pacjentów, którzy na stałe przyjmowali leki psychotropowe (neuroleptyki i barbiturany) nie przejawiało żadnych symptomów choroby. W przypadku pacjentów, którzy zrezygnowali z leków porzucając ich zażywanie – liczba ta wynosiła aż 72 procent! Tego typu rezultaty, w Berlinie prezentowane bez emocji przez Roberta Whitakera, w fachowym świecie psychiatrystów (osób wierzących w psychiatrię) wywołały wzburzenie i sprzeciw. Andreas Heinz, kierownik Kliniki Psychiatrii i Psychoterapii Charite w Berlinie, przewodniczył kongresowi. „Neuroleptyki w sytuacjach kryzysowych są często bardzo pomocne i mogą uratować życie” – twierdzi – „jednak ich dawka ze względu na skutki uboczne powinna być możliwie najniższa. Zawsze muszą być też one stosowane w połączeniu z terapią psychospołeczną”. O tym, że dawki powinny być jak najmniejsze, to ów doktor niewątpliwie miał rację - całkiem możliwe, że dawki neuroleptyków i barbituranów powinny być w miarę możliwości homeopatyczne - w tego ich szkodliwość rzeczywiście byłaby minimalna - i to na pewno! 

Również Volkmar Aderhold z Instytutu Psychiatrii Społecznej uniwersytetu w Greifswaldzie nawołuje do ostrożności. „40 procent ludzi z zaburzeniami ze spektrum schizofrenii może być leczona bez neuroleptyków” – uważa. „Zdecydowanie za często przepisujemy neuroleptyki, w za wysokich dawkach i w kombinacjach z innymi lekami, nie znając skutków tego typu połączeń”. Do tego wszystkiego dochodzi bezsensowne przepisywanie tego typu leków dzieciom, które nie mają absolutnie żadnej psychozy, bo są nawet zbyt młode na to, żeby stwierdzić u nich psychozę. Spożycie neuroleptyków wzrasta, bo lekarze coraz częściej bezpodstawnie przepisują je uczniom szkolnym, u których stwierdzają „zaburzenia zachowania” - co przejawia się kłótniami, złością i unikaniem nauki (a jedynym skutecznym lekiem na to zawsze były lekkie kary cielesne, które w amoku głupoty usunięto ze szkół i uprawnień rodzicielskich). 

- Praktycznie nie ma na świecie takiego dziecka, które w okresie pomiędzy trzecim, a dwunastym rokiem życia nie przejawiałoby któregoś z dość enigmatycznie opisanych zachowań, charakterystycznych ponoć dla tego typu zaburzeń – uważa psychiatra Asmus Finzen, który coraz częstsze przepisywanie środków antypsychotycznych nazywa prawdziwym skandalem, skandalem, który narzuca Europie amerykański reżim, aby zdemolować funkcjonowanie społeczeństwa. 

Dzieciom grożą nie tylko nieodwracalne szkody w mózgach, ale także w przemianie materii, jak ostrzegali lekarze na łamach renomowanego pisma „JAMA” (Journal of American Medical Association). W pierwszym rzędzie zbadali oni, jak zmienia się ludzkie ciało, jeśli w wieku 4-19 lat pacjent faszerowany jest neuroleptykami. W badaniach nad szkodami wyrządzanymi dzieciom i młodzieży przez neuroleptyki wzięło udział 272 uczniów z mieszczańskiej dzielnicy Nowego Jorku, którzy mieli wprawdzie diagnozę psychiatryczną, nie byli jednak jeszcze leczeni neuroleptykami. Większości z nich badacze zaordynowali jeden z popularnych leków (Arypiprazol, Olanzapinę, Kwetiapinę albo Risperidon). W każdej z grup 15 dzieci pozostawiono bez leku. 

Zatrważający rezultat za zażywania psychotropów: Leki miały taki skutek, że dzieci wyraźnie przybrały na wadze (zespół metaboliczny). Średni przyrost masy ciała zależał od leku i wahał się od 4,4 kg (Arypiprazol) do 8,5 kg (Olanzapina). Podczas gdy dzieci bez leków utrzymały swoją masę ciała, pozostali mali pacjenci przybrali na wadze o około 7 procent. Najmłodsi pacjenci psychiatryczni mogą całymi latami zmagać się ze skutkami bezsensownego przyjmowania neuroleptyków. Wywołany przez nie bowiem wzrost masy ciała ma skutki aż po wiek dorosły. Wówczas grozi im otyłość i większa umieralność ze względu na schorzenia sercowe i naczyniowe, jak również większa podatność na choroby nowotworowe i zespoły demencyjne. 

Zamiast dzieci wysyłać na zdrowe obozy i kolonie sportowe, zamiast dzieci uczyć wysiłku fizycznego rozładowującego emocje, zamiast stosować proste tradycyjne kary cielesne, truje się dzieci i młodzież wyniszczającymi mózg środkami psychotropowymi, których spożywanie często uzależnia lub wpędza w kolejne środki, tym razem psychodeliczne. Psychiatryzm i jego pomysły na niszczenie ludziom zdrowia i mózgu, trzeba co najmniej szybko zreformować, podobnie jak metody wychowawcze, bo rzekome ADHD pojawiło się w czasie akurat, gdy tradycyjne zdrowe kary cielesne, pasek na dupsko, wyeliminowano ze szkół i władzy rodzicielskiej, a to był akurat skuteczny środek leczący z lenia i ADHD, który uwrażliwia receptory bólowe, ale nie niszczy mózgu. 

Antydepresanty działają nie lepiej niż placebo, co potwierdzają najświeższe badania naukowe. Co gorsza, testy przeprowadzone na dzieciach i młodzieży wykazały, że leki z grupy SSRI (selektywne inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny) nie tylko nie są skuteczne, ale wręcz wyrządzają szkodę. Podobny efekt obserwuje się u dorosłych, którzy przyjmują SSRI przez długi czas: stan pacjenta pogarsza się, a epizody depresyjne zdarzają się częściej. Mówiąc krótko, antydepresanty pogłębiają depresję i zwiększają ryzyko samobójstwa. Uspokajające benzodiazepiny należy przyjmować tylko  przez bardzo krótki okres, jako że silnie uzależniają, a ich odstawieniu towarzyszy szereg poważnych objawów: nasilenie lęku, zaburzenia kognitywne i spadek zdolności ruchowej. Neuroleptyki, jak ustaliła Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), rokowanie pacjentów ze schizofrenią jest lepsze w krajach rozwijających się, gdzie jedynie 15% z nich przyjmuje leki neuroleptyczne, podczas gdy w krajach rozwiniętych odsetek ten wynosi 61%. 

Dlaczego właściwie leki psychotropowe nie działają? Jednym z powodów może być fakt, iż powodują one w mózgu pewien fizyczny efekt. Jak tłumaczą prof. Margraf i Schneider, leki psychotropowe prowadzą do obkurczenia płatu czołowego, czyli "centrum dowodzenia" mózgu, które zajmuje się emocjami, rozwiązywaniem problemów, pamięcią, językiem oraz osądami. Jednocześnie leki wywołują też powiększenie jąder podstawnych, odpowiedzialnych za kontrolę ruchu i koordynacji, oraz utratę istoty białej składającej się na płat czołowy, co prowadzi do zaburzeń poznawczych, często obserwowanych u pacjentów z demencją starczą. 

Dzieci i młodzież, którym podaje się leki psychotropowe, należą do grupy największego ryzyka, jako że ich mózgi wciąż się rozwijają. W rezultacie bardziej prawdopodobne jest, że w wieku dorosłym wystąpią u nich zaburzenia umysłowe spowodowane środkami psychotropowymi. W istocie, u szczurów, którym za młodu aplikowano leki przeciwpsychotyczne, w wieku dorosłym częściej rozwijały się zaburzenia depresyjne i lękowe oraz problemy z koordynacją ruchową i poruszaniem się. Margraf i Schneider podają jeszcze jeden, ważniejszy powód, dla którego leki psychotropowe nie działają: większość chorób psychicznych nie ma żadnego znanego medycynie fizycznego podłoża. Medycyna konwencjonalna po części utrzymuje, że są one wywołane przez nieprawidłowości związane z neuroprzekaźnikami (czyli związkami chemicznymi, które przenoszą informacje w obrębie mózgu) bądź też, że ich podstawą są zaburzenia równowagi chemicznej w mózgu, dotyczące zwłaszcza serotoniny, która uznawana jest za przyczynę depresji. Jednak teoria o zaburzonej równowadze chemicznej to nic więcej jak mit, którego nigdy nie udało się rzetelnie udokumentować. Jak mówią badacze, nie ma bowiem wystarczających dowodów na poparcie tezy, że to neuroprzekaźniki powodują depresję czy inne zaburzenia psychiczne. Zgadza się z tym The Council for Evidence-Based Psychiatry, organizacja zajmująca się propagowaniem faktów dotyczących psychiatrii. Sporządzony przez grupę raport pt. "Nieuznane Fakty Współczesnej Praktyki Psychiatrycznej" otwiera śmiałe stwierdzenie: "Nie istnieją żadne znane nauce biologiczne przyczyny zaburzeń psychicznych, nie licząc otępienia starczego oraz pewnych rzadkich zaburzeń chromosomalnych. W związku z tym nie istnieją żadne testy biologiczne, takie jak pobranie krwi czy tomografia komputerowa mózgu, które można by wykorzystać do pozyskania niezależnych, obiektywnych danych na poparcie diagnozy psychiatrycznej". Skoro zaś nie ma biologicznej przyczyny, to żadne lekarstwo czy inny środek chemiczny nie będą w stanie odwrócić choroby. 

Jednakże, choroby takie jak depresja czy schizofrenia są jak najbardziej realne, dokuczają pacjentom, chociaż realnie nie można stwierdzić istnienia chociażby halucynacji. Margraf i Schneider są zdania, że problem stanowi fakt, iż lekarze stosują standardowy model diagnostyczny w rozpoznawaniu chorób psychicznych. Po pierwsze, zaburzenia psychiatryczne mogą pojawiać się i znikać, podczas gdy np. choroba serca sama z siebie nie ustąpi. Po drugie, u ich podłoża leżeć może cała gama czynników, np. środowiskowych czy psychologicznych. Zdaniem dwójki badaczy najważniejszą przyczynę stanowią jednak tzw. "czynniki psychospołeczne", takie jak poczucie kontroli, aktywność umysłowa czy zdolność do opóźniania gratyfikacji.

Z tego powodu "leczenie słowem", czyli np. terapia poznawczo-behawioralna (ang. cognitive behavioral therapy - CBT), okazuje się znacznie efektywniejsze niż jakiekolwiek farmaceutyki w postaci środków psychotropowych. Skuteczność CBT w leczeniu licznych schorzeń psychicznych popierają badania, wykazując tym samym wyższość terapii nad lekami psychotropowymi. Potwierdziła to zakrojona na szeroką skalę analiza oparta na 11 opublikowanych wcześniej randomizowanych próbach kontrolnych, przeprowadzonych na 1.511 pacjentach z poważną depresją. Gdy porównano działanie CBT oraz antydepresantów, psychoterapia okazała się równie skuteczna, nie przynosząc przy tym działań niepożądanych towarzyszących lekom. Jednak to nie dowód na skuteczność CBT stanowi problem. Jak wyjaśniają Margraf i Schneider, tkwi on w braku środków na kontynuowanie badań naukowych. Medycyna powinna skupić się na specjalizowaniu kolejnych psychoterapeutów, a farmakoterapię odstawić na dalszy plan, ponieważ leki psychotropowe najzwyczajniej w świecie nie działają. I nic w tym dziwnego, środki psychotropowe były wymyślone za czasów hitlerowskich dla pacyfikowania i mordowania pacjentów, a współcześnie robią to niejako subtelniej, niszcząc mózg po latach zażywania. Rada dla pacjentów jest taka, aby brali psychotropy tylko w ostateczności, jak objawy zaburzeń będą zbyt nieznośne, bo zaburzenia psychiczne, jak katar, grypa reumatyzm czy zapalenie płuc - są chorobami sezonowymi, nie ma zatem powodów aby brać neuroleptyki przez całe życie. 

Psychiatria zatraciła swe posłannictwo i obecnie ogranicza się do kolejnej gałęzi bezdusznego przemysłu farmaceutycznego - takiego zdania jest czołowy amerykański psychiatra dr Allen Frances, który jeszcze niedawno dowodził zespołem specjalistów odpowiedzialnych za opracowanie najświeższego wydania tzw. "biblii psychiatrów", jaką jest diagnostyczny i statystyczny podręcznik zaburzeń psychicznych (DSM) sygnowany przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne. Dziś dr Frances otwarcie mówi o korupcji panującej w środowisku psychiatrycznym i jego ścisłych koneksjach z przemysłem farmaceutycznym. Gdy opuszczał zespół redagujący DSM-IV, 69% jego członków miało finansowe powiązania w branży. Jednym z przykładów zaczerpniętych z DSM-5, opublikowanego w 2013 roku, już po odejściu Francesa, może być nagła zmiana statusu zaburzenia opozycyjno-buntowniczego (ODD) na schorzenie, które rzekomo można wyleczyć za pomocą leków przeciwpsychotycznych. ODD charakteryzuje się "powtarzającymi się nieposłuszeństwem, agresją oraz tendencją do buntu", a do objawów zalicza się kwestionowanie i opór wobec autorytetów, negatywne nastawienie, skłonność do wykłócania się i łatwe popadanie w irytację. Problem w tym, że opis ten pasuje do niemal każdego nastolatka, a także do wszystkich dysydentów politycznych i działaczy związków zawodowych! Poprzednie edycje DSM zdążyły już zaliczyć do zaburzeń wymagających psychiatrycznego leczenia takie cechy jak skłonności do arogancji, narcyzm, nadmierna kreatywność, cynizm czy zachowania aspołeczne. 

Psychotropy - leki, które zabijają


Psychotropy nie tylko nie działają jako leki, ale też stanowią zagrożenie dla zdrowia i życia człowieka. Prof. Peter Gøtzsche z Nordic Cochrane Centre w Kopenhadze podejrzewa wręcz, że wśród zachodnich pacjentów w wieku powyżej 65 lat mogą odpowiadać za około 500 tysięcy zgonów rocznie. Niebezpieczeństwa związane z lekami psychotropowymi lekceważy się z kilku powodów, jak wyjaśnia Gøtzsche. Po pierwsze, często testuje się je obok placebo, co oznacza, że część pacjentów biorących udział w badaniu doświadcza nagłego syndromu odstawienia i cierpi z powodu towarzyszących temu koszmarnych objawów - zdarza się nawet, że schizofrenicy uciekają się wówczas do prób samobójczych. Wobec takiej alternatywy testowany lek wydaje się przynosić zbawienne wręcz rezultaty. Standardem w branży jest też zaniżanie liczby zgonów w protokołach z badań sponsorowanych przez producenta testowanego leku czy ukrywanie zgonów w szpitalach psychiatrycznych (pisze się, że pacjent zmarł na zawał, udar, niewydolność krążeniowo-oddechową, a o tym, że nie mógł oddychać i się udusił albo miał wylew bo psychotrop to spowodował, bo miał za dużą dawkę psychotropów zapomina się napisać w przyczynie zgonu). 

Gøtzsche jest zdania, że wśród pacjentów przyjmujących antydepresanty dochodzi do 15-krotnie większej liczby samobójstw, niż podają oficjalne szacunki amerykańskiej organizacji odpowiedzialnej za regulację przemysłu farmaceutycznego, Agencję Żywności i Leków (FDA). Prof. Gøtzsche dokonał przeglądu badań nad najlepiej sprzedającymi się antydepresantami: fluoksetyną (znaną pod nazwą handlową Prozac) oraz paroksetyną (Paxtin). Udało mu się obliczyć, że spośród 9.956 pacjentów przyjmujących jeden z tych leków 14 popełniło samobójstwo, podczas gdy oficjalne raporty FDA donosiły o 5 takich przypadkach, i to w o wiele liczniejszej grupie (niemal 53 tysięcy pacjentów). Powodem tak ogromnej różnicy mogła być procedura FDA, dopuszczająca obserwację pacjentów jedynie przez pierwsze 24 godziny od odstawienia leku silnie uzależniającego (bo skutki odstawienia pojawiają się po 36 godzinach).

Należy zatem generalnie minimalizować dawki leków psychotropowych (o ile w ogóle są to leki, a nie jedynie środki do pacyfikowania dysydentów i opozycjonistów jak za reżimu hitlerowskiego), przy nawrotach choroby próbować innego leku o nieco innym działaniu, dbać aby się nie uzależniać od koncernu i jego produktu, używać naturalnych środków poprawiających samopoczucie, w tym tradycyjnych spacerów na świeżym powietrzy, zajęcioterapii, rozmaitych relaksacji, psychoterapii, zajęć artoterapii, hipnoterapii, sugestopedii, bioterapii i różnych rozwojowych, a także odpowiednie zioła popijać w postaci herbatek, naparów i odwarów, takich jak chociażby tradycyjny dziurawiecmiętamelissa czy szałwia. Niedobór jednej lub kilku witamin jak B3, B5, B6 czy B12, D to także częsty powód powstania zaburzeń psychicznych, ale to już temat na inny długi artykuł naukowy... 




2 komentarze: