niedziela, 17 grudnia 2017

Ostatni Jedi - Epizod VIII Gwiezdne Wojny

Ostatni Jedi - VIII Epizod Gwiezdnych Wojen 


Trochę refleksji o filmie Ostatni Jedi, trochę o Rycerzach Światłości, nauce i praktyce Jedi 

W Ostatnim Jedi (czyt. Dżedai) zdecydowano się na osobliwy mariaż starego z nowym. Nowe elementy mają wypierać te stare i powoli zajmować ich miejsce. Naturalną konsekwencją odchodzą kolejni bohaterowie, a my poznajemy nowych protagonistów. Pod tym względem trudno mieć do Ostatniego Jedi zarzuty, moim zdaniem Han Solo i Luke Skywalker zostali pożegnani godnie i mieli swoje pięć minut w tej historii. A ich następcy zostali naprawdę rewelacyjnie wprowadzeni. Ostatni Jedi na tyle dobrze gra znanymi motywami, że zaskakuje niemalże cały czas. Spotkanie Rey i Snoke’a jest tego najlepszym przykładem, ta scena od pierwszych do ostatnich minut trzyma w niepewności. Także wynik starcia z gwardzistami jest do samego końca niewiadomą. Odnośnie bohaterów "Ostatniego Jedi" warto zauważyć, że film Riana Johnsona aż kipi od niesamowicie rozpisanych relacji między nimi. W sercu większości tych zależności znajduje się Rey. Trudna nauka u niechętnego Luke’a Skywalkera czy dziwna przyjaźń z Kylo Renem udowadniają, że ciągle relacje między bohaterami są jednym ze znaków rozpoznawczych trzeciej serii filmów. Przeciąganie Dartha Vadera na jasną stronę Mocy przez jego syna, to oczywiste źródło, z którego czerpali scenarzyści, gdy pisali wątek Bena Solo, ale w VIII części gwiezdnej sagi, wszystko jest bardzo nieoczywiste, zaskakujące. Te relacje są znacznie bardziej złożone i w ciekawy sposób pokazują walkę dobra ze złem, a także namiętności i pożądanie władzy. 


Rey dołącza do Mistrza Luke'a Skywalkera, by zostać Rycerzem Jedi (czyt. Dżedai). Razem odkrywają tajemnice Mocy i sekrety przeszłości. Do kin trafiła już jedna z najbardziej oczekiwanych produkcji 2017 roku, czyli "Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi". Miesiące czekania, analizy zwiastunów, aż w końcu pokaz prasowy, na który nie można było wnieść żadnego urządzenia elektronicznego. "Ostatni Jedi" kontynuuje historię bohaterów, których poznaliśmy przy okazji "Przebudzenia Mocy". Po jednej stronie barykady Rey (Daisy Ridley), Finn (John Boyega) i Poe (Oscar Isaac), a po drugiej duchowy spadkobierca Lorda Vadera, Kylo Ren (Adam Driver). Naturalnie na posterunku melduje się też księżniczka Leia (Carrie Fisher) i tylko Luke Skywalker (Mark Hamill) trochę tupie nóżką, próbując przekonać wszystkich oraz samego siebie, że wcześniejsza emerytura to był cudowny pomysł i w ogóle dajcie mi wypasać krówki. Tymczasem w odległej galaktyce, jak zawsze zresztą, trwa walka dobra ze złem. Ostatni Jedi jako nowe "Gwiezdne wojny" to ogromna dawka autoironii. Scena z żelazkiem (przepraszam za ten mini spoiler) to mały majstersztyk, zresztą jak reszta sekwencji, w których aktorzy kąsają samych siebie. Na plus trzeba także zaliczyć też humor i miejscami naprawdę świetne dialogi, które były kontrowane scenami z odrobiną nieznośnego patosu. 

Fabuła wszystkich poprzednich części Gwiezdnych Wojen przebiega wielotorowo. W filmie Ostatni Jedi jest podobnie, z tą różnicą, że naprawdę perfekcyjnie udało się pokazać wewnętrzne podróże i przemiany bohaterów. Kylo Ren przeszedł bardzo długą drogę. Od spadkobiercy swojego dziadka do lidera Pierwszego Porządku, przez ten czas walczył ze sobą, przeżywał kryzysy. Poe z nieodpowiedzialnego, zdolnego pilota dotarł do punktu, w którym mógł stać się liderem. Nawet Luke w trakcie filmu dorósł do bycia mistrzem Jedi. Pierwszy Porządek w "Przebudzeniu Mocy" nie był może tak groźny, jak Imperium kierowane przez Palpatine’a, ale nawiązania do hitlerowskiej III Rzeszy są nad wyraz sugestywne. Z samego założenia organizacja wydaje się mroczna, okrutna i zła. Wizualnie film Ostatni Jedi jest naprawdę rewelacyjny i jeśli tak mają wyglądać widowiska spod znaku Star Wars, to przynajmniej dlatego warto jest czekać na premiery kolejnych części. Bitwa na Crait i zniszczenie flagowego statku floty Pierwszego Porządku zostały zrealizowane tak dobrze, że te gry kolorem, światłem i dźwiękiem na 100 procent zostaną w głowach fanów, nawet jeśli być może z czasem rozmyje się im w pamięci fabuła, wątki i postacie. Ten film to monumentalne dzieło, którego siła polega między innymi na tym, że ta szalona układanka była w stanie ostatecznie dać to, czego większość fanów spodziewała się po tak czy owak baśniowej kosmicznej opowieści. 


Epizod VIII Gwiezdnych Wojen to prawdziwa karuzela atrakcji: Johnson łączy patynę kino-wojennego "Łotra 1" z jaskrawą dynamiką "Przebudzenia Mocy", serwując smakowity audiowizualny design, choreograficzną brawurę, wysoką emocjonalną stawkę i zawrotne tempo akcji.  Największą zaletą "Ostatniego Jedi" jest zapewne sposób, w jaki film igra z naszymi przyzwyczajeniami. Już "Przebudzenie Mocy" i "Łotr 1" miały w sobie elementy zgoła remiksowe: wykorzystywały znajome tropy, sceny, postacie, ale w sposób delikatnie przetrącony - znany, a jednak świeży. Johnson jednak wynosi tę taktykę na wyższy poziom, wykorzystuje naszą znajomość "Gwiezdnych wojen" przeciwko nam - a na korzyść opowiadanej przez siebie historii. Bo kiedy myślimy sobie, że wiemy, w jakim kierunku zmierza dany wątek "Ostatniego Jedi", twórcy proponują niespodziankę: czasem dla śmiechu, a czasem dla ciar. W efekcie dostajemy kilka momentów, które wydają się w zasadzie nie do pomyślenia. Reżyser wie, że fani znają sagę na pamięć, i twórczo tę ich wiedzę przesuwa w nowych kierunkach. Reżyser i scenarzysta Rian Johnson mieszał już film noir z licealnym indie ("Brick") albo podróże w czasie z kinem gangsterskim ("Looper"), czemu nie miałby namieszać w świecie "Gwiezdnych wojen" tworząc zaskakujące rozwiązania akcji?   

"To nie rozegra się tak, jak myślisz", ostrzegał Luke Skywalker w zwiastunie "Ostatniego Jedi" i dla wielu fanów brzmiało to jak obietnica poprawy. Koronny zarzut pod adresem "Przebudzenia Mocy" mówił przecież, że otwierający "nową trylogię" film J.J. Abramsa nieco zbyt wiernie i zbyt bezpiecznie powtarzał fabularny schemat "Nowej nadziei". Ktoś powie jednak, że owo powtórzenie było jak najbardziej w duchu mitologiczno-baśniowego oryginału, wysnutego z teorii Josepha Campbella o uniwersalnych schematach opowieści. Zapewne ktoś inny powie, że miało ono wymiar dramatycznej ironii, zgodnie z którą historia Skywalkerów powtarza się niczym fatum rodem z greckiej tragedii. Jeszcze ktoś inny powie natomiast, że trzecia Gwiazda Śmierci, nawet jeśli przemianowana na "Starkiller Base", to jednak o Gwiazdę Śmierci za dużo. Co gorsza, wspomniany zwiastun "Ostatniego Jedi" zapowiadał również trening młodej Jedi pod okiem starego mistrza, maszyny kroczące na białych równinach i tonalny skręt w stronę mroku, sugerując kolejną powtórkę z rozrywki – czyli kontratak "Imperium kontratakuje". A jednak Luke nie kłamał, jeśli ktoś ma jakieś złe odczucia – to zupełnie niepotrzebnie.   

W "Ostatnim Jedi" wciąż jest mowa o mitach, o tradycjach, o przyzwyczajeniach, a także o samej Mocy, o Mocy Światłości i Dobra. Reżyser pyta wprost na ile wyrobione odruchy widzów stanowią ograniczenie dla ich oczekiwań. Pozwala wybrzmieć tej kwestii zarówno na poziomie grającej z oczekiwaniami fabuły, jak i indywidualnych ścieżek bohaterów. Niemal każdy – Rey (Daisy Ridley), Finn (John Boyega), Poe (Oscar Isaac) - zostaje w tym odcinku sagi wystawiony na próbę, zmuszony do zakwestionowania swojej definiującej cechy charakteru. Kiedy z kolei z ekranu pada maksyma o "porażce jako najlepszym nauczycielu", nie sposób nie czytać tych słów na poziomie "meta" i nie pomyśleć o nauczce felernych prequeli. "Ostatni Jedi" to przecież istny reality check – zarówno dla postaci ze świata przedstawionego, jak i dla całej serii Gwiezdnych Wojen. Bohaterowie muszą łyknąć niejedną gorzką pigułę, ale saga Gwiezdnych Wojen ma się dobrze i rozpala mistyczno-magiczną wyobraźnię, zarówno najstarszych jak i najmłodszych fanów. 

Luke Skywalker - Mistrz Rycerzy Jedi
Opowieść o Ostatnim Jedi ma rozmach sążnistej epopei, a znajomi bohaterowie przechodzą całe kilometry wewnętrznego rozwoju. Poznajemy także nowe postacie, odwiedzamy kilka planet i spotykamy szereg egzotycznych ras świadomych istot. Jednakże, zarazem cała intryga zamyka się czyściutko w prostej klamrze pogoni i ucieczki (łowcy i zwierzyny), niewiele tu scenariuszowego tłuszczu - bardziej pouczająca lekcja o sposobach działanie ciemnej strony przeciwko Światłości, zła przeciwko Dobru. Tym bardziej, że Johnson dodatkowo spina odległe wątki wprowadzając motyw lustra: jasna i ciemna strona Mocy przeglądają się w sobie nawzajem, a Rey i Kylo Ren (Adam Driver) wyrastają na awers i rewers tego samego egzystencjalnego medalu. Ridley i Driver dają tu intensywne portrety skonfliktowanych, emocjonalnie rozedrganych ludzi na huśtawce kuszenia i wybaczenia, największy ciężar dramatyczny dźwiga jednak Mark Hamill. Aktor brawurowo powraca do roli Luke’a Skywalkera i wyciska ostatnie soki z sytuacji typu "spotkanie z idolem, który jest zupełnie inny, niż sobie wyobrażałeś". To dzięki niemu, lawirującemu między "starym" Lukiem, psotnym uczniem Mistrza Yoda, a kimś zmęczonym, zgorzkniałym i przegranym, ambiwalencja Mocy brzmi z pełną - mocą. 

Film "Ostatni Jedi", choć to generalnie młodzieżowy film przygodowy z gatunku scifi, któremu nieobce są slapstickowe gagi robota BB-8 czy słodkie oczęta memogennych, ptakopodobnych Porgów - daje odczuć powagę sytuacji oraz ryzyko igrania ze śmiertelnie niebezpiecznymi siłami. Czasem robi zresztą obie rzeczy naraz: kiedy Rey niechcący ścina mieczem świetlnym kawał głazu, o mały włos kogoś nie zabijając, mamy tu i żart, i przestrogę, aby z Mocą nie igrać. Cóż, niezbadane są ścieżki Mocy i reżyserskiego talentu. Oczywiście, jakiś kinoman-pedant z pewnością zwróci uwagę, że kilka inscenizacyjnych decyzji nie do końca gra, że środek filmu może ciut za bardzo się dłuży, że jeszcze to, albo że tamto. Znajdą się też i tacy, którym nie spodoba się dużo kobiecych twarzy za sterami X-Wingów albo nowa bohaterka, Rose (Kelly Marie Tran), wprowadzająca nie tylko perspektywę "zza kulis" wielkiej międzygalaktycznej gry, ale i perspektywę nie-białego nie-faceta. 

Finałowe czterdzieści minut "Ostatniego Jedi" ma taką specyficzną siłę, że chyba u większości widzów automatycznie niweluje wszelkie zgromadzone po drodze wątpliwości czy ewentualne słabsze strony. Cała ostatnia prosta wgniata w fotel, ale jest tam jeden taki kawałek, że to chyba najintensywniejszy moment, jaki przeżywają fani na sali kinowej. Moment, który działa niemalże tak mocno, jak pamiętna rewelacja z "Imperium kontratakuje". Jeśli przez 37 lat i 6 filmów później dostajemy w filmie z serii "Gwiezdne wojny" scenę o ciężarze porównywalnym z "jestem twoim ojcem", to chyba nie mamy na co narzekać. Wedle niektórych, ten film także przeczy oryginalnej trylogii, i rzekomo tak właśnie powoli umierają Gwiezdne Wojny wśród aplauzu i pochlebstwa. Luke Skywalker w tym filmie nie jest Lukiem, którego znamy i sam Hamill się wygadał przed premierą i niektórzy przyznają rację, mówią, że jest to wielki zawód i niemal każda decyzja fabularna jest błędna, ale film świetnie oddaje sytuacje, w których człowiek, nawet Mistrz Jedi, pod wpływem doświadczeń i przeżyć zmienia się w kogoś innego, zaczyna działać i funkcjonować zupełnie inaczej niż dawniej. To niewątpliwie taka szkoła życia dla fanów. 

Generalnie, Jedi lubią Gwiezdne Wojny, lubią także "Ostatniego Jedi", choć niektórzy być może dla zasady popierania jasnej strony Mocy. Sithowie, zapewne za to, że znów nie udało się ciemnej stronie Mocy zgładzić Jedi do końca, a nawet wyemanowany fantom Mistrza Jedi nabrał ciemną stronę - zwykle piszą, że im się ten odcinek znowu nie podobał. Zapewne widzowie Sithowie, nie umieją dać się porwać historii o swojej porażce. W filmie jest świetna scena jak Leia Organa wykonała sztuczkę, której mogłaby pozazdrościć połowa dawnego Zakonu Jedi, oczywiście ze wsparciem Luka - jak się można było domyślić, ale dopiero na sam koniec filmu. To jedna z doskonałych scen pokazująca, jak Moc Światłości zaczyna działać w czasie wyższej konieczności, wtedy, gdy naprawdę wyższa pomoc jest konieczna. BB-8, mały robocik, to maskotka nowej trylogii Gwiezdnych wojen wypadła rewelacyjnie w Przebudzeniu Mocy. Droid nie tylko pomaga głównym bohaterom, naprawiając coś od czasu do czasu lub odwracając uwagę wroga. W Ostatnim Jedi robot BB-8 samodzielnie pokonuje i unieszkodliwia trzech strażników więziennych, a do tego przejmuje kontrolę nad maszyną kroczącą AT-ST (lub jej nowszym odpowiednikiem). BB-8 sieje zniszczenie w hangarze Najwyższego Porządku, rozprawiając się z szeregiem szturmowców ciemnej strony. Droid ma na swoim koncie bodaj największą liczbą pokonanych przeciwników w całym Ostatnim Jedi, wyłączając bitwy powietrzne. Technologia robotyczna w serialu idzie do przodu i zapewne jest futurystyczną zachętą dla konstruowania i programowania samouczących się robotów przyszłości. 

Ekspresywny, grający niczym na deskach teatru generał Hux to typowy politruk mrocznych reżimów z czasów inkwizycji, faszyzmi i nazizmu - widać w co uderza cała saga Gwiezdnych Wojen ukazując czym w historii ludzkości jest ciemna strona i jak typowo wyglądają psychopaci na usługach jej rozmaitych fuhrerów i papieży. Typowe skrzyżowanie postaci złego czarownika na służbie sił ciemności i mroku (panów ciemności) z czarnym hrabią przed którym przez kilka wieków matki ostrzegały swoje dzieci w całej Europie. Mroczny generał Hux to taki bohater/ofiara największej liczby żartów sytuacyjnych w całym filmie, które doskonale obrazują fakt, że tylko kretyni, chociaż mają pewne umiejętności, nawet generalskie, podejmują służbę u sił demonicznych, po ciemnej stronie, jako służalcy zła. Tak jest w rzeczywistości, także wśród ciemnych sił czarnej flagi salafickiego tzw. ISIL/Daesh jak i w szeregach katolickiej inkwizycji papistowskiej, wśród prawicowych faszystów czy hitlerowskich nazistów III Rzeszy Niemieckiej. 

Najwyższy Wódz Snoke ginie z ręki swojego mrocznego ucznia. Kylo Ren rozprawia się z mentorem czytającym mu w myślach za pomocą sprytnej sztuczki. To bez dwóch zdań jeden z lepszych momentów całego ósmego epizodu, które uczy jak działają ciemne siły mroku, jak jeden demon traci władzę polityczno-militarną na rzecz drugiego demona - poprzez przewrót dokonany przez służalca któremu za nadto zaufał. Wygryzanie ze stołka szefa czy brygadzisty w przedsiębiorstwach przez ich własnych zaufanych pracowników to taka oklepana zwyczajna norma działania ludzi idących za pokusą sił ciemności. Przywódcy każdego demonicznego rządu, reżimu czy imperium, otoczeni są mrokiem tajemnicy, nie wiele o tych demonach władzy i terroru wiadomo, i taki właśnie jest Snouke - umiera, a widzowie i fani nic prawie o nim nie wiedzą, nie licząc kilka niecnych występków czy raczej galaktycznych zbrodni. Kim jest Snoke? Skąd pochodzi i gdzie mieszka? Jakim cudem stanął na czele resztek floty Imperium? Dlaczego sformował Najwyższy Porządek? Czy dawniej był Jedi? Dlaczego chciał dopaść Skywalkera? Jeśli na podobne pytania nie znajdujemy odpowiedzi - to znaczy że polityk pragnący aby na niego zagłosować przynależy do ciemnej strony Mocy. Gwiezdne Wojny doskonale demaskują funkcjonowanie złowrogich i szkodliwych systemów imperialistycznych, inkwizycyjnych, faszystowskich i nazistowskich, a także tak zwanych liberalno-demokratycznych czyli faszyzm "białych rękawiczek". 

Informacje o Snoke'u znajdują się w albumach/książkach dotyczących Last Jedi (nie ma ich w filmie). Na ich podstawie można najprawdopodobniej powiedzieć, że jest czy raczej był pierwszym Jedi, coś na kształt starych demonów, które są upadłymi aniołami (jak mitologiczny Lucyfer w klasycznej demonologii), jego podobizna ukazana jest w symbolu, który znajdował się na szczycie pierwszej świątyni Jedi gdzie Rey i Luke oddawali się medytacji. Nazwa najwyższego porządku (the first order)  wywodzi się od tego jak tytułowano Snoke'a - Prime Jedi, the first of the Order. Wychodzących z kina starych fanów Gwiezdnych Wojen cieszyły wstawki ze starych części R2 namawiający Luka na powrót i podobne, ale warto odnotować fakt, że wstawki ze starych odcinków były renderowane! Samobójczy atak wiceadmirał Holdo dla fanów Gwiezdnych Wojen jest pewnym rarytasem tego filmu. To był bardzo sprytny plan - gdyż admirał najpierw przegoniła flotę First Order, dolatując w pobliże planety z opuszczoną bazą Sojuszu, a potem, pod wpływem emocji sytuacyjnych, w brawurowy sposób nie tylko osłoniła ewakuujące się transportowce, to jeszcze zabrała ze sobą największy statek niszczyciel demonicznej floty Mrocznego Porządku, super zabezpieczony i perfekcyjnie wykonany. Staranować wroga statkiem z hipernapędem przez bliskie podejście i przejście w prędkość nadświetlną, jak można się domyślać, to desperacja na którą złożyło się kilka czynników jak wyłączone pole antygrawitacyjne niszczyciela czarnej floty (bo był uważany za opuszczony), bo był dość blisko, żeby podejść i dlatego, że był dość potężny czyli miał odpowiednią "moc burzącą". Mały stateczek dokonałby niewielkich uszkodzeń, a duży statek spowodował duże zniszczenia na głównym niszczycielu demonicznej strony. Manewr samobójczego ataku w beznadziejnej sytuacji to nie jest nic nowego, wykorzystywany był od wieków, w filmie nowy jest tylko jego kosmiczny sposób. 

Nadprzestrzeń i prędkość nadświetlna to szeroki temat dla naukowej fantastyki i futurystów. Możliwe są ataki z niej, zderzenia z innymi statkami, a nawet imperium posiadało niszczyciele mogące wyłapywać statki będące już w nadprzestrzeni ("Interdictor-class Star Destroyer"). Poza tym statek nie może w dowolnym miejscu bezpiecznie się wystrzelić w nadprzestrzeń (dlatego są jeszcze niezbadane części galaktyki) i w naszym universum są wytyczone "autostrady", w których można to robić, a za unikanie zderzeń w tych pasach odpowiedzialne są superkomputery. Trzeba jeszcze raz przejrzeć wszystkie informacje o skokach w nadprzestrzeń, ale taki atak zarówno na statek jak i na całą planetę poprzez skok w nadprzestrzeń jest jak najbardziej możliwy z punktu tych hipotez, oczywiście. Odpowiedniej wielkości statek, uderzający w planetę, będąc w nadprzestrzeni, może ją zniszczyć. Nadprzestrzeń to nie forma teleportacji (znikam w A, a pojawiam się w B), gdzie znikamy i pojawiamy się w miejscu o określonych współrzędnych. 

Kim może być Rey 


O rodzicach Rey dowiadujemy się z ust Kylo Rena w scenie, która jest ważna dla rozwoju obojga bohaterów. Jest to moment decydujący o ich losie i ścieżce, jaką wybiorą. Dlatego można sądzić, że Kylo Ren w tym momencie manipuluje Rey i trochę korzysta z jej naiwności. Zaznacza jej, że jest nikim, a przy nim będzie kimś, co brzmi jak udany argument do przekabacenia kogoś na swoją stronę. Granie na łatwowierności i naiwności Rey jest w tym miejscu najprostszą drogą do tego, by przeciągnąć ją na swoją stronę. Rey nie pamięta nawet, jak jej rodzice wyglądają, więc czemu ma nie uwierzyć Kylo, gdy jej to mówi? Teoretycznie tak prosta odpowiedź na pytanie, kim jest Rey, ma wiele sensu. Tak jak Kylo Ren, pan ciemności, jest z zacnego rodu, tak ona jest znikąd i jest nikim. Dwie strony medalu, przeciwieństwa, które mają wprowadzić nową i inną równowagę Mocy. Kylo mówi, że jej rodzice sprzedali ją za pieniądze na picie i zginęli w zbiorowym grobie na planecie Jakku. Problem w tym, że scena z Przebudzenia Mocy pokazuje ich w statku kosmicznym lecącym w stronę wylotu z planety, a to jest ważne! Skoro rzekomo mieli ją sprzedać dla kasy na alkohol, to raczej musieliby być biedni i nie stać byłoby ich na sprawny i całkiem nieźle wyglądający statek kosmiczny, bo przecież mieli być złomiarzami na Jakku, czyli mieli robić to, co Rey, a takie osoby nie mają własnego statku kosmicznego, bo nie jest im potrzebny. Dobrze im się żyje w zbieraniu śmieci tam, gdzie mieszkają. Przede wszystkim też złomiarzy nie stać na statki kosmiczne. Zwłaszcza takich, którzy rzekomo wszystko przepijają. Te wszystkie czynniki mówią mi, że Kylo Ren kłamie i manipuluje. 


Kluczowa wydaje się scena w mrocznym dole na planecie Ahch-To. Coś, co ma największe znaczenie w kwestii Rey i jej pochodzenia. Ważny jest tutaj finał, gdy Rey prosi lustro o to, by pokazał jej rodziców. Widzimy najpierw dwa kształty w postaci cieni. Może to sugestia, że na początku było dwóch rodziców, ale następnie mamy połączenie w jeden kształt. I tutaj leży sedno sprawy: przez jedną chwilę wygląda on jak Leia. Jest to czas zaledwie dwóch sekund, zanim kształt zmienia się w Rey. Zatem można potraktować tę scenę jako sugestię, że Leia jest jej matką, a Han być może jej ojcem - stąd kształt drugiego rodzica znika, bo Han Solo nie żyje. W paru momentach filmu Ostatni Jedi nie brak pewnych oznak, że Leia traktuje Rey z matczyną opiekuńczością i ciepłem. Poniekąd było to wyczuwalne w poprzednim epizodzie, szczególnie pod koniec, ale tutaj jest tego więcej, chociażby w scenie, w której mówi o nadajniku. Nie byłoby to nic dziwnego, że Leia miałaby bliźniaki, podobnie jak jej matka. Być może coś się stało podczas porodu i takim sposobem Rey została przez nich utracona. To by trochę wyjaśniało, dlaczego bez problemu Han poczuł więź z młodą dziewczyną. Do tego wszystkiego w tej sekwencji ktoś mówi do Rey. Pada kilkakrotnie słowo „Rey”, ale jest ono niczym szept. Trudno rozróżnić głos i sam w sobie wymaga on dodatkowej analizy. Nie słyszymy w tym jednak chyba ani Kylo Rena, ani Snoke’a. Może tam znów przemawia do niej Obi-Wan Kenobi, podobnie jak to było w Przebudzeniu Mocy, co tym samym znowu kieruje do teorii związku z Obi-Wanem. Być może nie byłby to związek krwi, a Obi-Wan z innych powodów pomaga Rey, tak jak Mistrz Yoda Luke’owi. Dlatego też nie zdziwimy się, gdy Ewan McGregor pojawi się w części IX, która przecież według zapowiedzi ma być klamrą całej Gwiezdnej Sagi liczącej 9 części.

W scenie luster w grę wchodzi też jej inna interpretacja, którą możemy trochę oderwać od kwestii pochodzenia Rey. Czuć tutaj wyraźną inspirację tzw. fazą lustra autorstwa psychoanalityka Jacques’a Lacana. Dotyczy to kształtowania się dziecka, które podczas tej fazy przestaje postrzegać siebie jako część matki i zaczyna widzieć siebie jako odrębną istotę. W kontekście Rey jest to kluczowe, bo w pewnym sensie w tym momencie Rey przestaje patrzeć na siebie przez pryzmat tego, kim są jej rodzice. Zwłaszcza że teoretycznie sama to potwierdza w kolejnej scenie przy ognisku, gdzie mówi, że „nigdy nie czuła się tak samotna”. Innymi słowy przechodząc fazę lustra Lacana, Rey stała się kimś odrębnym, dojrzała do bycia człowiekiem, który może podążyć duchową ścieżką bez ciągłego myślenia o swoich rodzicach. To też jest zarazem sugestia dla nas, byśmy ją tak traktowali, bez zastanawiania się, kto był jej przodkiem. Cały motyw z wyjawieniem, że rodzicami Rey są złomiarze wydaje się sprytnym zbiciem z tropu ze strony reżysera. Takim, który może zaoferować jakąś niespodziankę w filmie Star Wars: Episode IX i zaoferować większą emocjonalną satysfakcję.

Nauka i praktyka dla Rycerzy Jedi 


Przed premierą The Last Jedi krążyło wiele hipotez, dlaczego Luke Skywalker zaszył się na Anch-To. Czy bohater przeszedł na ciemną stronę Mocy, czy stał się szarym Jedi, a może zbiera siły, by wrócić do walki? Ostatni Jedi rozwiewa wątpliwości, chociaż wyraźnie widać znane liderom duchowym rozterki wewnętrzne powstałe wskutek upadków byłych uczniów. Luke Skywalker zaliczył jak na razie nie zaliczył moralnego upadku, a bardziej wybrał samotny duchowy trening rozwoju w długim życiowym odosobnieniu i przygotowanie aby pokonać złego ucznia, który był upadł na ciemną stronę. Każdy upadek ucznia w ciemność czy jej lżejszą odmianę jaką jest szarość, to w pewnej mierze porażka Nauczyciela przekazującego dobrą wiedzę i właściwą praktykę. Im bardziej szaro, im bardziej ciemno, tym bliżej dna, którym jest całkowity paraliż w spowiciu mrokiem i rozerwanie na strzępy, unicestwienie w otchłani wszystko trawiącego Ognia. Im głupszy uczeń, tym szybciej upada i przechodzi na ciemną czy szarą stronę zatracając się aż do stopnia, w którym nie ma już dlań żadnego ratunku.

Od premiery Przebudzenia Mocy - VII odcinka nonady Gwiezdnych Wojen, wiemy, że Luke próbował być mentorem dla młodych Jedi, nauczycielem i Mistrzem Rycerzy Światłości. Zbudował Nową Świątynię Jedi, gdzie próbował wyszkolić nowe pokolenie rycerzy Jedi, tak jak zrobił to w Expanded Universe. Jego plany pokrzyżował jednak upadły w ciemność Ben Solo, a Luke udał się na dobrowolne wygnanie - podobnie jak wcześniej Yoda i Obi-Wan. Duchowe odosobnienie po porażce w nauczaniu i szkoleniu z zakresu rozwoju duchowego i władania Mocą Światłości służy zarówno przeczekaniu okresu panowania ciemności (szarości), a także poświęcone jest duchowemu doskonaleniu i rozwojowi Mocy Światłości. Służy także długotrwałemu kreowaniu warunków dla odnowienia pradawnych Tradycji Światłości i przywrócenia Boskiego Ładu na Planecie czy w filmowej wersji, w Galaktyce. Główny bohater trzech pierwszych filmów z sagi Star Wars nie zszedł na ścieżkę zła i występku, ani nie porzucił nauk Jedi na rzecz bardziej szkodliwej i samozatraceńczej filozofii szarości za namową ducha Qui-Gona. VIII epizod Gwiezdnych Wojen nie zostawił żadnych niedopowiedzeń i dokładnie wyjaśnił, dlaczego Luke Skywalker ukrył się na Anch-To (sceny filmowano na irlandzkiej wyspie z celtyckimi tradycjami duchowymi i rycerskimi). 

Luke Skywalker wyjaśnił nagabującej go Rey, że on i kilka starożytnych zwojów Świętych Pism, to już ostatnie, co zostało po starożytnej religii Jedi. Nauczyciel rozgoryczony swoją dotychczasową porażką i rozczarowany tym, że członkowie Zakonu Jedi  stawiani przez mieszkańców galaktyki na piedestale okazali się pełnymi wad istotami, postanowił, że nie będzie szkolił nowych Jedi, a Zakon umrze razem z nim, co generalnie nie jest całkiem w duchu tradycji duchowych nauczanych przez Mistrzów Światłości. Takie zacięcie się Nauczyciela i Mistrza, może pokazywać, że ciemna siła zła uczyniła wszystko co tylko mogła, aby Nauczyciel stał się nieaktywny i przestał nauczać o Światłości i Mocy Światłości. Luke Skywalker był gotowy odesłać Rey "z kwitkiem", ale za sprawą prostego ale skutecznego podstępu robota R2-D2 postanowił udzielić jej kilku lekcji Mocy Światłości. Szkolenie wyglądało jednak zupełnie inaczej niż to, które zafundowali mu wcześniej jego mentorzy. Luke Skywalker ze wszystkich sił starał się przekonać szukającą w nim wsparcia dziewczynę, że powinna zostawić go w spokoju, starał się zniechęcić ją do dalszej praktyki, co Mistrzowie Światłości stosują czasem także jako testy i próby ukazujące, czy kandydat/ka na ucznia jest osobą odpowiednią i dość wytrwałą aby podjąć prawdziwą naukę u wielkiego Mistrza Duchowego i Mistrza Rycerzy Światłości. 

Podczas kilku lekcji, jakich Luke udzielił Rey, wyjaśnił jej, czym jest Moc Światłości. Wyjaśniał, że mistyczna siła spajająca wszystkie żywe istoty w galaktyce czy na planecie, nie jest jedynie narzędziem do przenoszenia kamieni i robienia fajnych sztuczek o magicznym charakterze. Rycerze Jedi nie powinni traktować Mocy Światłości jak swojej własności. Luke uznał za przejaw próżności stwierdzenie, że koniec Zakonu Jedi doprowadzi do tego, że w galaktyce i na planetach zabraknie Światła Duchowego. Podczas kolejnej lekcji Luke Skywalker wyjaśnił Rey, dlaczego nie powinno się traktować Rycerzy Jedi jak nieomylnych Wojowników z legend. Wyjaśnił, że Zakon Jedi zawiódł, bo u szczytu swojej potęgi dopuścił do tego, by mroczny i zdeprawowany Darth Sidious zawładnął galaktyką, zamiast go wykryć i zlikwidować. W dodatku to Obi-Wan Kenobi, ze względu na naciski swojego mistrza Qui-Gon Jinna, wyszkolił Dartha Vadera, chociaż Rada Jedi wyczuwała, że szkolenie go nie powinno mieć miejsca. Odmawianie nauki i szkolenia osobom mającym nawet bardzo dobre zdolności parapsychiczne, ale którym brak dobrych podstaw moralnych i duchowych w postaci oczyszczenia, zrozumienia Mocy Światłości, wierności i lojalności - to akurat norma w wydaniu Mistrzów Światłości i Rycerzy Szambali (Śambhalah) - jak nazywa się Rycerzy Jedi w tradycyjnych mitologiach duchowości Wschodu na Ziemi. 

The Last Jedi wreszcie wyjaśnił, co dokładnie się stało z pierwszymi i jedynymi uczniami Luke’a, których szkolił po Powrocie Jedi. Zabił ich zwyrodniały siłami ciemności Ben Solo, który przeszedł na ciemną stronę Mocy ze względu na machinacje demonicznego Snoke’a - najgorszej bestii w Galaktyce. Tak naprawdę jednak Kylo Rena stworzył sam Luke Skywalker, który po nawróceniu Dartha Vadera stał się żywą legendą. Luke Skywalker podczas szkolenia wyczuł narastającą ciemność w swoim uczniu, najpierw to szarość, a potem coraz większa ciemność, a na koniec najczarniejszy mrok. Pewnej nocy odwiedził go, by wysondować jego ciemniejący umysł. Odkrył ze zgrozą, że się spóźnił, a jego siostrzeniec został już przekabacony przez mrocznego Snoke’a. Ben Solo był zagrożeniem dla wszystkiego, co kochał i w pierwszym odruchu sięgnął po miecz świetlny, by zabić zezłośliwionego nastolatka we śnie. Strach na chwilę wziął górę nad mistrzem Jedi, a jedno potknięcie doprowadziło do tego, że najczarniejsze obawy Luke'a Skywalkera się spełniły. Młody Ben Solo obudził się, widząc nad sobą wuja z zapalonym mieczem świetlnym w dłoni i zaatakował go pierwszy walcząc o życie ze strachu. Dopiero w tym momencie narodził się Kylo Ren - ze strachu przed Mistrzem, który rzekomo zawiódł swojego ucznia. W rzeczywistości, Mistrzowie Światłości, zawsze poddają uczniów próbom odporności na wpływy astralnych sił ciemności, szarości i mroku, także próbom całkowitego ofiarowania swojego życia mistrzowi, zatem młody demoniczny uczeń podejmując walkę przeciwko swojemu Mistrzowi Światłości - sam w swej istocie popełnił błąd powodujący upadek duchowy w mroki ciemności. 

Ta porażka w walce z młodym uczniem wzmocnionym straszliwie przez demonicznego Snoke'a złamała Luke’a jako Nauczyciela i Mistrza, a kiedy odzyskał przytomność jego dotychczasowi uczniowie albo nie żyli, albo zdradzili go i podążyli za młodym Solo jako swoim nowym diabolicznym liderem. Looke Skywalker nigdy nie poddał się ciemnej stronie, tak jak nawet przewidywali niektórzy fani Gwiezdnych Wojen, ale nie był też bohaterem bez skazy, jakim chcieliby go widzieć. Ostatni Jedi naprawdę miał dobry powód, by powitać Rey słowami „go away!” czyli po polsku takim delikatnym "wynoś się!". Luke, Leia i Han obalili Mroczne Imperium, a na gruzach totalitarnego państwa imperialistycznego powstał nowy rząd republikański. Wywalczona przez nich Nowa Republika okazała się jednak na tyle słaba, że w Galaktyce po zaledwie trzech dekadach znów zapanował chaos i władza sił ciemności. Senatorzy dopuścili do powstania Najwyższego Porządku (ang. The First Order), który później zniszczył nową stolicę, pogrążając Galaktykę w mroku sił szarych i ciemnych oraz czarnych. Przypomina to powstanie katolickiej inkwizycji w wiekach ciemnych a także powstawanie imperiów i reżimów faszystowskich (Mussolini, Franco, Pinochet, Salazar etc) na gruzach ustroju republikańskiego i tak zwanej demokracji parlamentarnej. Najgorszym z reżimów republikańskich w historii ludzkości był oczywiście faszystowski i nazistowski reżim katolicki Adolfa Hitlera i do reżimu hitlerowskiego najbardziej imperium Snoke'a jest upodobnione w filmie. 

Han Solo, chociaż stał się bohaterem, pod koniec swojego życia wrócił do przemytu, a jego legenda obrosła kurzem (biznesmen pozostaje biznesmenem i chce zarabiać). Zginął zapomniany z ręki własnego syna. Leia Oragana Solo po paśmie porażek wycofała się z polityki. Do teraz walczy w galaktycznym acz podziemnym Ruchu Oporu, ale tak umiłowana przez nią Galaktyka jest w jeszcze gorszej sytuacji, niż w chwili wysadzenia jej rodzinnego Alderaanu. Z kolei Luke Skywalker, udekorowany bohater Rebelii, który zniszczył imperialną Gwiazdę Śmierci – a zarazem legendarny Mistrz Rycerzy Jedi, który nawrócił samego Dartha Vadera i przyczynił się do śmierci Imperatora – również zawiódł pod naciskiem sił mrocznych na jego otoczenie i uczniów. Dopiero pod koniec swojego życia się zrehabilitował, ale jego historia jest przestrogą dla Nauczycieli i Mistrzów Światłości, że nawet najlepszym z Nauczycieli i Mistrzów Światłości, w każdej chwili grozi porażka, a nawet czasem bolesny upadek - z powodu knowań i ataków zbrodniczych sił ciemności i szarości. 

W przypadku Ostatnich lub Ostatniego Jedi sprawa jest o tyle ciekawa, że nawet w polskim tłumaczeniu trudno określić, czy chodzi o jedną osobę, kilka osób, czy o cały pradawny Zakon Jedi. Reżyser, Rian Johnson wyjaśniał, że The Last Jedi odnosi się do Luke’a Skywalkera, ale o to i tak nie wykluczyło dwuznaczności. Luke Skywalker na początku filmu Ostatni Jedi faktycznie jest ostatnim przedstawicielem Zakonu Rycerzy Światłości, tak jak zapewniał reżyser Johnson. Teraz możemy mieć już pewność, że nie przeżył żaden inny rycerz ani adept. Bohaterowie serialu Rebels żadnym cudem nie dotrwali do czasów trylogii Disneya, tak samo jak – w przeciwieństwie do Expanded Universe – nikt nie umknął Rozkazowi 66. W toku filmu Luke, tak jak miało to od samego początku wyglądać, przekazuje pałeczkę młodemu pokoleniu. Ostatnim Jedi zostaje na koniec właśnie Rey, chociaż nie ukończyła formalnie szkolenia dla Rycerzy Jedi, posługuje się Mocą dzięki intuicji i oddaniu dla Mistrza. Luke, tak jak nakazał mu Stary Mistrz Yoda ze sfer duchowych, przekazał jej to, czego się nauczył w formie zaledwie kilku prostych lekcji. To było w owej pilną koniecznością podyktowanej sytuacji ważniejsze, niż pradawne zwoje i pełna nauka rycerska. 

Mistrz Yoda, który objawił się Luke’owi, przywołał błyskawicę Mocy niczym słowiański Bóg Perun lub indyjski Bóg Indra. Spalił drzewo, w którym przechowywane były artefakty Zakonu Jedi w momencie, w którym Luke Skywalker pragnący je zniszczyć się zawahał. Mistrz Yoda zachował się niczym prawdziwy niebiański dowcipniś, bo Rey zabrała księgi ze sobą do studiowania, odlatując Sokołem Millenium. Nie było tego zabrania ksiąg w filmie jako konkretna scena, jest tylko moment gdy Finn bierze kocyk ze skrytki aby przykryć Rose (koniec filmu) i odsłania księgi Jedi. Stary Mistrz Yoga wypomniał też swojemu uczniowi, że ten nigdy do tych ksiąg nie raczył zajrzeć i właśnie dlatego utracił do nich dostęp! Siły Światłości z niebiańskiego czy duchowego poziomu zabierają nawet Nauczycielom i Mistrzom żyjącym na Ziemi dostęp do tego co zignorowali lub w przypływie emocji chcieli zniszczyć. Moc na 100% istnieje, tak jak wiele dzieci wrażliwych na Moc tylko nie ma ich zwykle na tej planecie kto szkolić. W Akademii Jedi były one właśnie poszukiwane, a następnie szkolone, chociaż część z nich zagubiła się lub upadła. Jedno jest pewne: Którzy Mistrza Światłości porzucili czy zdradzili - będą się z nim musieli spotkać, albo ku wiecznemu zatraceniu albo ku nawróceniu, aby dalej z Mistrzem Światłości wędrować i wiernie Mistrzowi służyć. Nie ma ucznia ponad Mistrza, a wystarczy uczniowi aby był takim jak jego Mistrz - mawia dawne wschodnie powiedzenie. Wrażenie, że ktoś urósł ponad Mistrza, od ciemnej strony pochodzi i jest zawsze błędną impresją sygnalizującą upadek na ciemną stronę. 

Dane o filmie Ostatni Jedi 


reżyseria: Rian Johnson
scenariusz: Rian Johnson
gatunek: PrzygodowySci-Fi
produkcja: USA
premiera: od 9 grudnia 2017 (świat); 13/14 grudnia 2017 (Polska); 

Zdjęcia do filmu trwały od września 2015 do lipca 2016 roku[4], realizowane były między innymi w Irlandii oraz Chorwacji. Pierwsze sceny nakręcono na irlandzkiej wyspie Skellig Michael we wrześniu 2015 roku. Specjalnie wybrano tę porę roku z uwagi na trudne warunki pogodowe panujące w tym regionie. Ivan Dunleavy potwierdził, że część zdjęć miała miejsce w londyńskim Pinewood Studios. W maju 2016 roku kręcono sceny w chorwackim Dubrowniku. Twórcy w celu ochrony prywatności zamówili specjalne drony, których celem było uniemożliwienie fanom robienia zdjęć z wykorzystaniem nieautoryzowanych dronów podczas sesji nagraniowych.  Carrie Fisher, jedna z aktorek występujących w filmie, zmarła pod koniec 2016 roku. Sceny z jej udziałem zostały nakręcone wcześniej i twórcy nie planują odtwarzać jej postaci w wersji cyfrowej. Ostatni Jedi to naprawdę dobry film, a już na pewno bardzo dobre Gwiezdne wojny. 

W rolach głównych występują Daisy Ridley, John Boyega, Adam Driver, Oscar Isaac, Andy Serkis, Domhnall Gleeson, Gwendoline Christie, Carrie Fisher oraz Mark Hamill. 

Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi to ósma część cyklu Gwiezdne wojny, bezpośrednia kontynuacja Przebudzenia Mocy z 2015 roku. 

Tytuły poprzednich filmów z cyklu Star Wars dość łatwo rozszyfrować jeszcze przed seansem:

Mroczne Widmo – pojawienie się Sithów;
Atak klonów – rozpoczęcie wojen klonów;
Zemsta Sithów – przejęcie władzy przez Imperatora;

Nowa nadzieja – nowe pokolenie zaczyna walkę o wolność;
Imperium kontratakuje – potęga militarna bierze odwet;
Powrót Jedi – pokonanie zła i triumf bohaterów;

Przebudzenie Mocy - 

Rogue One (Łotr 1) – kryptonim, który później przyjęli rebelianccy piloci. 

LINKI 


Zakon Rycerzy Jedi - praktyka na planecie Ziemia (w Polsce) 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz