piątek, 16 czerwca 2023

Iluminaci i baśnie o czerwonym wilku

Iluminaci czyli baśnie o czerwonym wilku


Jeszcze zanim Dan Brown napisał powieść „Anioły i demony”, tylko nieliczni zainteresowani duchowością i mistyką oraz hermetyzmem i okultyzmem kojarzyli temat iluminatów, a oprócz fascynatów to mało kto słyszał o iluminatach czy zakonie iluminatów. Nawet „Słownik mitów i tradycji” Władysława Kopalińskiego nie wspomina o tym tajemniczym bractwie oświeceniowym. Czy zatem powinniśmy wierzyć jednemu z najpopularniejszych amerykańskich pisarzy, że iluminaci mają wpływ na światową politykę? W XXI wieku dla setek milionów ludzi na całym świecie nie ma niczego bardziej pociągającego niż spiskowa teoria dziejów, na którą można zrzucić wszystkie nieszczęścia tego świata, co wydaje się szukaniem kozła ofiarnego, i to nie tam, gdzie on się znajduje. Od dziesięcioleci tajemne rytuały i symbole masonów, templariuszy, różokrzyżowców, Zakonu Syjonu, Synów i Córek Mitry, gnostyckiego zakonu manichejczyków, sufich czy innych bardzo ezoterycznych konfraterni rozpalają wyobraźnię poszukiwaczy „prawdy” o tym, kto rządzi ludzkością. Umberto Eco wykpił ten spiskowy fenomen socjologiczny w sardonicznej powieści „Wahadło Foucaulta”. 

Mason Dan Brown - Zakon Iluminatów

Dzięki ładnie napisanemu „Kodowi Leonarda da Vinci” Dana Browna, jednej z najpoczytniejszych książek ostatnich lat, do grona tajnych bractw sterujących rządem światowym dołączyły dwie szanowne organizacje: Zakon Syjonu i Opus Dei, prałatura personalna kościoła katolickiego czyli schizmy watykańskiej odpadłej od chrzecijaństwa w 1054 roku z powodów politycznych i haniebnej zdrady. Dla pisarza w niewielkim stopniu okultystycznego Dana Browna nieważne było, że Zakon Syjonu i Opus Dei faktycznie istnieją i nie mają niemal nic wspólnego z barwnymi histoiami opisanymi w „Kodzie Leonarda da Vinci”. Zakon Syjonu (Prieuré de Sion) jakby się zdawało nie powstał w 1099 roku, jak sugeruje Dan Brown, ale został założony i zarejestrowany w 1956 roku we Francji, ale tu chodzi o legalną organizację prawną w Europie, a nie o ruch duchowy pod tym szyldem na Wschodzie, w kulturze semickiej duchowości. We wcześniejszej powieści „Anioły i demony” pisarz Dan Brown oddawał władzę nad światem tajemnemu Bractwu Iluminatów, którego wielkimi mistrzami mieli także być Leonardo da Vinci i sir Isaac Newton, co mogło być prawdą, bo obaj uwielbiali sekretne organizacje duchowe i mistyczne. W „Kodzie Leonarda da Vinci” ci sami panowie byli nazywani wielkimi mistrzami Zakonu Syjonu, którego duchową misją i pracą dla Boga jest przechowywanie tajemnicy Świętego Graala – sakralnej kobiecości Marii Magdaleny, powieściowej żony Jezusa z Nazaretu. 

Tak więc według pisarza Dana Browna, mistrzowie zakonu Leonardo da Vinci i Isaac Newton musieli być ludźmi z wyraźnym uwzniośleniem jaźni, bardzo zaangażowanymi w rozwój duchowy i mistycyzm. Od godziny 9 do 13 kierowali sekretnym duchowym Bractwem Iluminatów, żeby po przerwie obiadowej prowadzić tajną misję ultrareligijnego Zakonu Syjonu, przechowującego tradycje mistyczne Mitry i kult Matki Ziemi połączony z reformowanym judaizmem Jezusa z Nazaretu. Pytanie tylko, co w tym czasie robili templariusze, różokrzyżowcy i wolnomularze? Ci ostatni, jak twierdzi pisarz Dan Brown i setki mu podobnych, zjednoczyli się z Bractwem Iluminatów i postanowili zbudować Stany Zjednoczone – pierwsze masońskie państwo na Ziemi, chociaż jak wiadomo, polityka stworzonego państwa w Nowej Ziemi, nie zawsze rozwija się zgodnie z wolą Ojców Założycieli, takich jak wybitny mason i iluminat, Jerzy Waszyngton. Demokracja elektoralna jako odmiana parlamentaryzmu angielskiego stanowczo ulega znacznym wypaczeniom. iluminaci jednakże działają od wieków i tysiącleci, a przydomek Buddha w tłumaczeniu na polski i jeszcze bardziej łacinę, to akurat Iluminat, Oświecony. Im więcej Buddhów zatem, tym więcej Iluminatów, inaczej mistyków, gnostyków. W omawianiu Zakonu Iluminatów brakuje zwykle Calligarisa i ucznia czarownika... 

Bo Yin Ra – Mistrz Oświecony – Homo Iluminatus


Mistrzowie Oświeceni, Iluminaci żyli i żyją pośród ludzi, a jednym z bardziej znanych w Europie i ciągle wartych czytania oraz poznania jest Bô Yin Râ - szwajcarski artysta, pisarz i mistyk Joseph Anton Schneiderfranken, który żył w latach 1876-1943. Okresem który wywarł trwały i głęboki wpływ na na jego twórczość malarską i pisarską był rok pomiędzy 1912 i 1913, który Bo Yin Râ spędził podróżując po Grecji. Tu naszkicował liczne pejzaże i przygotował rękopisy kilku książek, które później opublikował w krótkich okresach czasu, były to pierwsze prace z cyklu Hortus conclusus. Z Aten, w 1913 roku, wysłał swój pierwszy tekst, małą broszurę zatytułowaną "Światło z Himavatu", do Lipska, gdzie została opublikowana w następnym roku, a ten mistyczny iluminacki, oświecający tekst podpisał inicjałami BYR. W roku 1916 pracował w Berlinie, gdzie wydał kolejne teksty: „Słowa Mistrzów”, „Z Krainy Jaśniejących” oraz „Wola Do Radości” , w 1917 roku; wszystkie trzy ukazały się również w Lipsku, podpisane tylko inicjałami BYR. Starożytność Grecji i bogata grecka tradycja mistyczno-magiczna, hermetyczna i iluminacka bardzo dobrze wpływała na młodego mistyka czyniąc poprzez wgląd i duchową podróż wspaniałego iluminata, podobnie jak pobyt w Zgorzelcu na Śląsku! Od 1916 roku związany z miastem Zgorzelec, w którym wcześniej działał iluminacki mistyk  Jakob Böhme. W 1920 roku BYR zakłada w Zgorzelcu Towarzystwo imienia Jakoba Bohme - swojego wielkiego i sławnego, oświeconego poprzednika. Spuścizna Bô Yin Râ obejmuje czterdzieści książek i blisko dwieście obrazów. 

Mistrz Bo Yin Ra - Zakon Iluminatów

Jakob Böhme - Iluminat Łużycki ze Zgorzelca 


Jakob Böhme (1575-1624), łużycki filozof, mistyk i gnostyk oraz iluminat, a także tradycyjny szewc do 1599 mieszkający w Starym Zawidowie na Górnych Łużycach, to wielki iluminat przełomu XVI/XVII wieku, który opierał się na Biblii, naukach Paracelsusa oraz wykładach kabalistycznych i własnych wizjach Boga oraz sfer niebiańskich. Uważany za duchowego ojca nowożytnego gnostycyzmy, którego jest odnowicielem. Jakob Böhme wywarł ogromny wpływ na różne grupy i wspólnoty mistyczne w obszarze luterańskim i protestanckim, w tym na rozwój ruchu kwakrów, martynistów i teozofię chrześcijańską. Pisarze opierający się na naukach Jakuba Böhme wskazują na wiele wątków myśli kabalistycznej, gnostyckie wglądy i objawienia oraz na głębię jego oświecenia, duchowej iluminacji oraz dojrzałość i spójność myśli teologicznej. Jakub Böhme był jednym z prekursorów mistycznej rewolucji protestanckiej w Europie i Ameryce, także w obrębie judaizmu i katolicyzmu, nie tylko na obszarze myśli luterańskiej. Traktat "Aurora, czyli Jutrzenka o poranku" to  pierwsze, powstałe w 1612 roku dzieło pisane Jakuba Böhmego, które opisuje jego mistyczne doznania wglądowe sprzed 12 lat, z roku 1600. Praca początkowo krążyła jako ręczne odpisy pomiędzy znajomymi, zachowała się w wielu odpisach i fragmentach, pozostała jako dzieło niedokończone tylko z powodu okropnie szalejącej inkwizycji luterańskiej, a późniejsze traktaty i dzieła mistyczne Bo Yin Ra można uważać za syntezę i poszerzenie duchowej warstwy mistycznego nauczania mistrza Jakoba Bohme ze Zgorzelca. Pewne zjawiska i wglądy sugerują nawet, że to kontynuacja poprzez reinkarnację… 

Jakob Bohme - Zakon Iluminatów

Ameryka i wolnomularze 


W dniu 4 lipca 1776 roku Kongres niepodległych już Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej zlecił powołanie komitetu parlamentarnego, który miał za zadanie opracowanie i „przedłożenie godła dla pieczęci Stanów Zjednoczonych Ameryki”. W skład komitetu weszli Benjamin Franklin, Thomas Jefferson i John Adams. Z tego grona jedynie Franklin był znany ze swoich powiązań z ruchem wolnomularskim iluminackim, a jak wiadomo iluminaci, to stopnie masonerii najwyższe, powyżej stopnia 28, zatem mistyczne pozycje od 29 do 33. Historycy nigdy nie udowodnili całkiem jednoznacznie działalności masońskiej Jeffersona i Adamsa, ale wiadomo, że trochę się interesowali, a wolnomularze działali jako organizacja tajemna. A jednak ci trzej panowie stworzyli jedną z najbardziej intrygujących pieczęci, będącą symbolem młodego państwa powstałego z unii 13-tu byłych kolonii europejskich okupantów. W skład komitetu powołano także francuskiego artystę i heraldyka Pierre’a Eugene’a du Simitiere, który miała dużo znajomości wśród masonerii. Członkowie komitetu przez kilka dni opracowywali własne koncepcje godła, ale ostatecznie 20 lipca 1776 komitet dokonał wyboru i przedstawił dokładny opis obu stron pieczęci. 

Na awersie sygnatury pieczęci znajdował się rysunek przedstawiający tarczę z emblematami sześciu europejskich kultur, które wyemigrowały do Ameryki – trzy z Wielkiej Brytanii i trzy z Europy kontynentalnej. Po jednej stronie tarczy umieszczono Boginię Wolności, Nike w czapce frygijskiej i z włócznią, symbol znany z kultu mitraickiego, a po drugiej Boginię Sprawiedliwości z wagą, Temidę Thea. Nad nimi widniało Oko Opatrzności w Trójkącie, z którego rozchodziły się promienie chwały, energie Szekiny, obejmujące tarczę i obie postacie. To samo Oko Opatrzności, Oko Boga, umieszczone nad egipską piramidą znajduje się na banknocie jednodolarowym. Swoim kształtem nawiązuje ono do staroegipskiego symbolu Oka Boga Horusa, zwanego także Okiem Ra, tajemnego kultu Amona Raa z Egiptu. W okresie Starego Państwa egipskich faraonów był to totem chroniący ognisko domowe przed złymi siłami i demonami. Zawsze otwarte Oko Horusa pozwalało żyć bez strachu, bo najważniejszy Bóg Egipcjan czuwał dniem i nocą nad ich bezpieczeństwem, strzegł ich życia i duszy. Wszechwidzące Oko Horusa lub Ra, znane także jako Oko Udżat (mocne lub zdrowe), dla starożytnych Egipcjan było najpotężniejszym amuletem ochronnym, i tak jest też do dzisiaj, gdy widzimy tureckie i egipskie niebieskawe oczy na amuletach. Miało jeszcze jedno znaczenie czysto praktyczne, gdyż za pomocą odpowiednich części tego Boskiego Oka Egipcjanie zapisywali ułamki w systemie szesnastkowym. Połączenie pierwiastka boskiego z naukowym uczyniło Oko Horusa najlepszym emblematem epoki oświecenia, łączącej deistyczną wiarę we wszechmogącego Boga z „wszechmogącym” ludzkich rozumem (budhi). 

Projekt pieczęci zaproponowany przez Adamsa, Jeffersona i Franklina nie tylko nie spodobał się członkom Kongresu, ale wręcz wywołał burzę podczas obrad. Kongresmeni dostrzegli w tej symbolice coś wyraźnie złowrogiego, co głęboko ich poruszyło. Przez następne sześć lat powstały jeszcze dwa komitety, które opracowały projekty godła narodowego USA. Co ciekawe, wszystkie trzy projekty zaproponowane Kongresowi miały jeden niezmienny element graficzny, a była to właśnie owa niedokończona piramida ze wszystkowidzącym Okiem Opatrzności, Okiem Boga. Poszukiwacze tajemnych stowarzyszeń uważają, że symbol ten był pieczęcią iluminatów, której wzory są do dzisiaj przechowywane w British Museum i w Luwrze. Zwolennicy teorii absurdalnie spiskowych wskazują, że na Wielkiej Pieczęci Stanów Zjednoczonych została także umieszczona dewiza iluminatów „Novus Ordo Seclorum” (Nowy Porządek Wieków). W rzeczywistości wpisanie frazy zaczerpniętej z czwartej eklogi Wergiliusza zaproponował Charles Thomson, sekretarz Kongresu Kontynentalnego ze stanu Pensylwania i wielki miłośnik łaciny. Nie taki diabeł straszny, jak go malują, a symbolika egipska w tamtych czasach była bardzo popularna zarówno w Europie jak i Ameryce. 

Zapewne nie myli się ten, kto, idąc śladem wciągającej narracji powieści „Anioły i demony” Dana Browna, dał się przekonać o starożytnym pochodzeniu Świętego Zakonu Iluminatów. Jakim sposobem jednym z wielu wielkich mistrzów tego Świętego Zakonu mógł być żyjący na przełomie XV i XVI wieku Leonardo da Vinci (jak twierdzi Dan Brown), skoro organizację tę założył dopiero w ostatnich latach XVIII wieku Johann Adam Weishaupt, ortodoksyjny Żyd, który przeszedł na katolicyzm? Niestety, XVIII wieku bardzo popularne było odnawianie lub zakładanie lokalnych filii i odnóg różnych starożytnych organizacji, taka była moda wówczas, w środowiskach zainteresowanych okultyzmem czy ezoteryzmem. Ludzie dusze odradzają się po wiekach i tysiacleciach w Zaświatach przynosząc ze sobą wszystko to, czego dobrze się wyuczyły za życia, zatem mogą odnowić całe stare tradycje duchowe i misteryjne, włącznie z zapamiętanymi rytuałami, stąd także potrzeba przywracania tradycji starokatolickich i prawosławnych, z bardziej rozbudowanym rytem mszalnym oraz łacińską lub wschodnią liturgią, a nawet wglębianie się w starogrecki tekst Biblii u protestantów. 

Ostatecznie Kongres USA zaakceptował najmniej kontrowersyjną wersję Wielkiej Pieczęci Stanów Zjednoczonych, w której i tak roi się od ciekawych i głęboko duchowych masońskich symboli. Na przełomie XVIII i XIX wieku lubowano się w ukrytych symbolach tajemnych stowarzyszeń, które poszukiwały „uniwersalnych tajemnic rządzących światem”, oraz takich, które wskazywało na starożytne pochodzenie. W wieku oświecenia jak grzyby po deszczu powstawały tajne loże, białe i czerwone bractwa duchowe, ruchy mistyczne i gnostyckie, które oprócz wymyślanych ad hoc dziwacznych obrzędów z tajnością miały wiele wspólnego, jak prywatne domy z intymnością. Znakomicie obrazuje to zjawisko Aleksander Dumas w powieści historycznej „Józef Balsamo” czy Lew Tołstoj, który opisuje rytuał masońskiej inicjacji hrabiego Piotra Biezuchowa w powieści „Wojna i pokój”, chociaż rytuały inicjacyjne były dość dobrze strzeżone. Amerykańscy koloniści w niczym nie chcieli być gorsi od „dobrego towarzystwa” w Europie. Chociaż żyli na pograniczu cywilizacji, daleko od starej metropolii, chcieli naśladować wszystko, co było modne w starym świecie, na Starym Kontynencie, z daleka od Nowego Świata. 

Czy zatem amerykańska niepodległość i państwowość mogła być dziełem tajemnego Zakonu Iluminatów, o którym z takim przejęciem pisał Dan Brown? „Symbole mają różne znaczenie w różnych okolicznościach” – stwierdza profesor Robert Langdon, bohater „Kodu Leonarda da Vinci”. Trudno nie przyznać mu racji, skoro tak wiele symboli i wypowiedzi można naginać do najbardziej nawet nieprawdopodobnych wniosków. Czy w takim razie tajemniczy starożytny Zakon Iluminatów w ogóle istniał? Ależ oczywiście, i od razu należy jednak podkreślić, że mistrz Leonardo da Vinci mógł o nim wiedzieć i mógł do niego należeć, ponieważ chociaż zmarł 2 maja 1519 roku w pałacu Clos Lucé we francuskim mieście Amboise, a bawarski zakon iluminatów jako odrodzenie starszej organizacji powstał równo 257 lat później. Współcześni autorzy piszący o iluminatach i zakonach iluminackich są czasami tak ograniczeni umysłowo jak polscy dziennikarze, którzy nie rozumieją, że Buddowie żyli w dawnych czasach nawet tysiące lat przed Buddhą, a kolejna osoba mająca imię czy tytuł Buddha, nie koniecznie jest pierwszą osobą pod tym szyldem, może zaś być kolejną w pokoleniach, która niesie starożytną pochodnię Duchowego Oświecenia, Oświecenia Serca, co po łacinie zwane jest Illuminatio. 

Dnia 2 maja 1776 roku w Bawarii niejaki Johann Adam Weishaupt z Ingolstadt w królestwie Bawarii, posługujący się pseudonimem Spartakus, ogłosił utworzenie „tajnego” stowarzyszenia Bund der Perfektibilisten (Koło Doskonalących się), którego zadaniem miało być szerzenie powszechnej oświaty. Wiekowo 28-letni Johann Adam, syn profesora prawa Johanna Georga Weishaupta i pasierb dyrektora uniwersytetu w Ingolstadt Johanna Adama von Ickstatta, był wychowankiem szkoły jezuickiej, a do tego badaczem i znawcą tradycji duchowych w starożytności. Wbrew większości sugestii głoszonych w „Kodzie Leonarda da Vinci” założyciel Zakonu Iluminatów w Bawarii wcale nie czuł się jakimś wrogiem kościoła katolickiego, bardziej był otwartą dla religii duszą. Nie ukrywał jednak oburzenia faktem, że w 1773 roku  papież Klemens XIV rozwiązał Zakon Jezuitów pod naciskiem dworu francuskiego i „wrogich kościołowi wpływowych organizacji”. Kasata Towarzystwa Jezusowego była w tamtych czasach prawdziwą rewolucją, przypominającą o wieki wcześniejszą kasatę mistyczno-rycerskiego Zakonu Templariuszy. Towarzystwo Jezusowe wykonywało bowiem niebywałą pracę ewangelizacyjną w 65 wielkich stacjach misyjnych. Zakon liczył 2341 duchownych, którzy stanowili elitę intelektualną ówczesnego kościoła, ale groźną dla polityki papieskiej. Jak wielką wartość miała ich wiedza, może świadczyć fakt, że po rozwiązaniu zakonu wielu jezuitów zostało przygarniętych przez carycę Katarzynę II i znalazło azyl w carskiej Rosji wśród prawosławia. Caryca Katarzyna II ofiarowała im nawet kościół Świętej Katarzyny w Sankt Petersburgu, który obecnie należy do katolickiego zakonu dominikanów. 

Johann Adam Weishaupt - Zakon Iluminatów

W 1775 roku mistyk Johann Adam Weishaupt przeniósł się do Getyngi, gdzie poznał profesora filozofii Johanna Georga Heinricha Federa. Pisarz Dan Brown stworzył wizerunek iluminatów jako organizacji wojujących reformatorów, po części przeciwników kościoła, wrogów skrajnego konserwatyzmu społecznego i niemal anarchistów zdolnych podpalić stary porządek świata - jeśli okazał się zły. Jednak na początku zarówno mistyk J.A. Weishaupt, jak i Feder byli na tyle konserwatywni, że uchodzili nawet za przeciwników o wiele bardziej nowoczesnych, idealistycznych poglądów filozoficznych Immanuela Kanta. Mistyk Weishaupt, poruszony niesprawiedliwą w jego opinii decyzją papieża o likwidacji Towarzystwa Jezusowego, uznał, że największym zagrożeniem dla ludzkości jest monarchia i system feudalny, które stoją na drodze ku wolności i równości wszystkich ludzi, równości dusz przed Bogiem. Znamienne, że głoszący radykalne koncepcje republikańskie iluminaci zainicjowali swoją działalność zaledwie dwa miesiące przed proklamacją niepodległości Stanów Zjednoczonych. Nie mamy jednak żadnych powodów, aby sądzić – jak pisarz Dan Brown – że poglądy wyrażane przez twórców tej organizacji mogły mieć jakikolwiek wpływ na powstanie amerykańskiej republiki, chociaż okultystyczne nowości szerzyły się wówczas z prędkością światła, a daty oficjalne różnych zdarzeń często poprzedzała wielka praca na wiele lat przed ich zaistnieniem. Ze względu na tempo przepływu informacji jest niemal pewne, że ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych nie mogli wiedzieć o istnieniu czy raczej ukonstytuowaniu się iluminatów, gdy w wielkiej niepewności i przejęci trwogą o przyszłość swojej ojczyzny składali podpisy pod Deklaracją Niepodległości. Chyba, że jakaś inna tajna odnoga starożytnego Zakonu Illuminati działała w USA już dużo wcześniej. 

Wiek pary i lóż masońskich 


Pierwsza wielka rewolucja antyfeudalna, jaką był amerykański zryw do Wolności, nie była więc na pewno dziełem iluminatów bawarskich, ale wpływ na nią mogli mieć masoni i ich wyższe loże także zwane Zakonami Iluminatów, Oświeconych Mistrzów Duchowych. Bez wątpienia 9 z 56 sygnatariuszy Deklaracji Niepodległości należało do bractw wolnomularskich, ale nie o wszystkich historycy mają jakąkolwiek wiedzę. Wśród nich był pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych Jerzy Waszyngton, który chętnie pozował do portretów w masońskim fartuszku, jako iluminacki uczeń i mistrz. Wielu tropicieli tajnych obrzędów (które notabene są jawne, jeśli opisane przez historyków i badaczy lub samych masonów) doszukuje się nawet we wzorach na fartuszkach z portretów Geore'a Waszyngtona jakiejś ukrytej informacji. Tymczasem był to zwyczajny strój symbolizujący przynależność do jednej z lóż masońskich, na którym zazwyczaj znajdowały się cyrkiel, węgielnica, Świątynia Salomona, Słońce – symbol rozumu i światła oświecenia, akacja jako symbol nieśmiertelności czy trzy kolumny architektoniczne reprezentujące Wiedzę, Piękno i Siłę. Także dzisiaj te symbole są wszechobecne na ulicach amerykańskich miast, jak i w lożach masońskich. Samochody są najczęściej ozdobione odznaką z cyrklem, węgielnicą i literą G pośrodku. Według masonów symbolizują one Mądrość, Równowagę i Szczerość, a sama litera G to angielskie God (Bóg), Good (Dobro) oraz Geometry (Święta Geometria). Biorąc pod uwagę, jak wiele samochodów w Ameryce jest ozdobionych owym „tajnym” symbolem wolnomularzy, co niewątpliwie oznacza przynależność do tego ruchu, zastanawiać może, dlaczego jeszcze ktokolwiek traktuje masonerię jako ruch ezoteryczny? 

Pod koniec XVIII i przez cały XIX wiek osoby z towarzystwa uwielbiały się przechwalać przynależnością do jakiejś tajnej organizacji czy klubu, a im bardziej sekretna była to konfraternia, tym lepiej jej członek był postrzegany w towarzystwie. Przynależność kawalerów do wtajemniczonych bractw robiła wielkie wrażenie na pannach z dobrych mieszczańskich domów, a i w lepszych sferach jest tak po dzień dzisiejszy. Nawet pospólstwo z prymitywnej amerykańskiej prowincji garnęło się do wędrownych kaznodziejów, którzy na wzór swoich kolegów z wielkich miast tworzyli dziwaczne wspólnoty religijne o kuriozalnym rytuale. Bywalcy salonów amerykańskich metropolii, wzorując się na Anglikach, wstępowali masowo do klubów i organizacji, wśród których wyjątkowe miejsce zajmowały domorosłe, wyrastające jak grzyby po deszczu sekretne loże wolnomularskie. Szczególną popularnością cieszyły się wydumane i mocno metafizyczne obrzędy inicjacyjne, nawiązujące kostiumowo do staroegipskich ceremonii z kultem bóstw wschodu i czytaniem kabały (kabbalah). Do jednego rytualnego worka wrzucano wszystko, co się dało, chociaż nie wszystko to zaraz ezoteryzm i mistyka. Tak stworzona organizacja masońska cieszyła się popularnością tylko wtedy, gdy oferowała jakiś rodzaj mistycznej rozrywki. Jej członkowie nosili tanią biżuterię wygrawerowaną całą masą „tajemnych” znaków, które miały robić wrażenie na znajomych. Zresztą w XIX wieku symbolika masońska była wszechobecna – na monetach, pieczęciach stanowych, znaczkach pocztowych czy nawet emblematach wydawnictw książkowych.

Obsesja na punkcie jawnie wolnomularskiej symboliki na pieczęciach państwowych wywołała w końcu falę krytyki nawet ze strony amerykańskich środowisk akademickich i naukowych. Cieszący się wielkim autorytetem profesor historii sztuki z Uniwersytetu Harvarda Charles Eliot Norton stwierdził nawet, że „godło przyjęte przez Kongres nie nadaje się praktycznie do stosowania; trudno widzieć w nim coś innego niż tylko ponury emblemat bractwa masońskiego”. Mimo to do dzisiaj z zadziwiającym uporem władze amerykańskie oficjalnie zaprzeczają istnieniu symboliki wolnomularskiej na pieczęciach państwa amerykańskiego. Znaki skopiowane z obrzędów i rytuałów masonerii egipskiej stały się przecież oficjalnie jawnymi znakami państwowymi. 

W książce „Zaginiony symbol” pisarz Dan Brown mistrzowsko wykorzystał te masońskie sygnatury do rozwinięcia tezy, że światem od niepamiętnych czasów rządzą masoni. Tajemnicą poliszynela jest przecież, że plan pierwszych ulic amerykańskiej stolicy, zaprojektowany w 1791 roku przez Pierre’a L’Enfanta na polecenie Jerzego Waszyngtona, tworzy pentagram z Białym Domem u szczytu, a zwolennicy dziejowej roli iluminatów i masonów w tworzeniu nowego porządku wieków wskazują, że niemal na każdym pomniku, znaczku czy godle w Ameryce można napotkać masońską trzynastkę, symbolizującą rzekomo dzień aresztowania templariuszy przez służby zwyrodniałego Filipa Pięknego. W ich opinii ludzie nazywani dzisiaj ojcami założycielami Stanów Zjednoczonych Ameryki byli ogarnięci obsesją numerologiczną związaną z liczbą o wibracji 13. Nad orłem herbowym Ameryki (lub – jak wolą zwolennicy teorii spiskowych – nad Feniksem) znajduje się zatem 13 gwiazd, a to u kabalistów liczba boskiej połówki, liczba miłości, gdyż dwie liczby 13 razem dają wibrację 26, która jest kabalistyczną liczbą Boga, JHWH, zapisanych po hebrajsku lub aramejsku. Orzeł czy Feniks, wschodni Garuda trzyma w szponach 13 strzał i gałązkę oliwną z 13 listkami i oliwkami. Głowa orła zwrócona jest w kierunku gałązki, co oznacza, że Ameryka woli pokój od wojny (stało się jednak inaczej w XX wieku). 
Tymczasem owa „tajemna” trzynastka nawiązuje do 13 brytyjskich kolonii w Ameryce Północnej, które podczas wojny o niepodległość przeobraziły się w 13 pierwszych stanów USA. 

Półświatek Freda Flinstone’a  


Wróćmy jednak do pytania, czy Ameryka jest tworem starożytnych iluminatów, a obecnie rządzą nią masoni? Gdyby odpowiedź na to pytanie była tak oczywista, nie byłoby w tym żadnej tajemnicy. Na świecie do organizacji wolnomularskich należy przynajmniej 5 mln osób, chociaż może być więcej, bo jak liczyć różokrzyżowców, to tylko jedna największa organizacja ma ponad 6 mln członków. Zazwyczaj są to ludzie dobrze wykształceni i zamożni - jeśli o masonerię zwaną wolnomularstwem chodzi, szczególnie dlatego, że zajmują się dobroczynnością na większą skalę. Około 500 tysięcy członków lub więcej liczą tradycyjne loże w Anglii, Szkocji i Irlandii. W samych Stanach Zjednoczonych Ameryki jest ich około dwóch milionów, w tych najbardziej znanych. Część z nich należy do organizacji, które nie mają z wolnomularstwem wiele wspólnego i stanowią raczej kluby towarzyskie, oferujące dreszczyk „wielkiej tajemnicy”. Dobrze podsumował to hiszpański pisarz Juan Carlos Castillon, który w książce „Panowie świata” sportretował typowego amerykańskiego masona w osobie Freda Flinstone’a, bohatera animowanego serialu dla dorosłych i dzieci: „Fred Flintstone, podobnie jak setki milionów innych białych Amerykanów z klasy średniej i poniżej średniej, był członkiem »Braterskiego Stowarzyszenia« inspirowanego ideami wolnomularskimi i uczęszczał regularnie do tajemnej loży, gdzie tanio pił, grał w karty z przyjaciółmi i – co było świetną wymówką, by uwolnić się od żony – organizował imprezy dobroczynne, które były dowodem jego solidarności z mniej uprzywilejowanymi. Loże dostarczały wszystkiego, czego potrzebował mężczyzna, by czuć się szczęśliwym poza domem: piwa po cenie zbytu, przyjaciół, z którymi łączył go sekretny uścisk dłoni i z którymi spotykał się i uzyskiwał od nich pomoc w lokalnej izbie handlowej albo w banku, gdzie miał swój rachunek oszczędnościowy, i którzy pomogli jego dzieciom chorym na polio”. Niestety, to jest taki spłycony obraz jakiś prymitywnych wynaturzeń lożowych, w których pod hasłem masoneria uprawia się pijaństwo, chociaż tradycja biblijna loży masońskiej sugeruje raczej kultywowanie ślubów nazireatu czyli abstynencję, ale to też był taki okres wpływu lóż masonerii na USA, kiedy wprowadzana prohibicję. 

Konspiracja, czyli wspólnota celu i oddechu


Czy w takim razie wszystkie teorie spiskowe o tajnych i elitarnych organizacjach mających ogromne wpływy na Kapitolu i w Białym Domu są wyssane z palca? Absolutnie nie należy wyciągać takich wniosków, gdyż istnieją w Stanach Zjednoczonych stare i potężne organizacje stroniące od wszelkiego rozgłosu, a są to rozmaite kluby polityczne, które jednak zwykle nie są masonerią ani zakonem iluminatów. Wielu sławnych i zamożnych ludzi zabiega o przyjęcie w poczet tych stowarzyszeń, często zresztą bez sukcesu. Kandydaci muszą wykazać się nie tylko pewnym statusem społecznym, osiągnięciami czy wkładem w rozwój państwa lub danego stanu. Poszukiwacze teorii spiskowych doszukują się w ich działalności negatywnej roli, a to są zwyczajne elity polityczne, tylko zrzeszone w swoich klubach i stronnictwach. Tymczasem ludzie jak i chorzy psychicznie na "spiskizm" zapominają, że kluby te bywają one ostatnią deską ratunku w sytuacjach kryzysowych stanu lub państwa. 

Łacińskie słowo „conspirare” oznacza dosłownie „wspólne oddychanie”, con - wspólnie, razem, spirere - oddychać, oddychanie. Bynajmniej, zwykle nie praktykują jednak ćwiczeń oddechowych z Jogi. Termin „konspiracja” nie musi mieć zatem złowrogich konotacji, wręcz przeciwnie – oznacza bliskość, intymność, harmonię wspólnoty, która dąży do określonego celu, spotyka się razem. I właśnie taki był cel założonej przez Johanna Adama Weishaupta organizacji duchowej, którą dzisiaj znamy pod nazwą zakonu iluminatów, założonej czy może lepiej odnowionej na starożytny wzór. Jej priorytetem było krzewienie oświaty tam, gdzie dostęp do niej ograniczały instytucje stojące na straży porządku feudalnego, dodajmy także oświaty naukowej i metafizycznej. Stąd też iluminaci byli przede wszystkim przeciwnikami zepsutej monarchii w jakiejkolwiek postaci, bez względu na to, czy dotyczyło to papieża jako władcy państwa kościelnego, czy króla Bawarii. Nie bez powodu założyciel bawarskich iluminatów przyjął pseudonim „Spartakus” – od imienia trackiego gladiatora i przywódcy największego w historii powstania niewolników, którzy chcieli zrzucić rzymskie jarzmo kolonialne. A grupa ludzi, którzy mieli utworzyć Zakon Iluminatów, przyjęła nazwę Koło Doskonalących się, ponieważ nadrzędnym celem tej organizacji było nieustające samokształcenie się jej członków, a także oczywiście modlitwy i kontemplacje, podobne do tych jakie kultywowali wówczas wszelkiej maści okultyści oraz kwakrzy. 

Dopiero w 1780 roku, dwa lata po założeniu tego stowarzyszenia, mistyk Weishaupt zetknął się z koncepcjami wolnomularskimi, kiedy spotkał barona Adolpha Franza Knigge, masona należącego do loży „Zum gekrönten Löwen” („Pod koronowanym lwem”). Ten typowy reprezentant niemieckiego oświecenia został zapamiętany głównie jako autor podręcznika savoir-vivre’u „Über den Umgang mit Menschen” („O obchodzeniu się z ludźmi”). Jego nazwisko stało się w XVIII wieku synonimem tej książki, chociaż on sam powinien być bardziej zapamiętany jako mason, który przelał do Bractwa Iluminatów pełną metafor i mistycznych parafraz ideologię wolnomularską. Baron Knigge, który ostentacyjnie nie używał przed nazwiskiem przyrostka von, mimo że pochodził z rodu o 500-letnim rodowodzie, dzielił z mistykiem Weishauptem poglądy skrajnie republikańskie, a w pewnym momencie nawet radykalnie jakobińskie. Trzy lata po spotkaniu Weishaupta baron Knigge opuścił Zakon Iluminatów w przekonaniu, że wkrótce elektor Bawarii Karol II zakaże działalności tajnych organizacji w tym skorumpowanym państwie. Nie pomylił się, a nawet mógł być szpiegiem. Zakazy wprowadzone przez władcę spowodowały zejście iluminatów do okultystycznego podziemia. 

Sam mistyk J. A. Weishaupt od 1784 roku ukrywał się przed policją królewską, po czym uciekł z Bawarii do miasta Gotha w księstwie Saksonia-Gotha, gdzie rządziła dynastia Koburgów (co ciekawe, to właśnie ta dynastia panuje w Wielkiej Brytanii od 1917 roku pod nazwiskiem Windsor). Tam w 1786 roku Weishaupt napisał najważniejszą książkę swojego życia „Über die Schrecken des Todes – eine philosophische Rede”, w której, nawiązując do słynnego motta widniejącego nad wejściem do wyroczni delfickiej, zalecał przede wszystkim poznanie samego siebie, samopoznanie. Twórca bawarskiego Zakonu Iluminatów przestrzegał swoich następców, że najgorszym zagrożeniem dla człowieka i całej ludzkości jest strach przed śmiercią. On to bowiem skłania ludzi do krzywdzenia innych i niszczy radość z życia. W opinii mistyka i masona Weishaupta świat jest miejscem ludzi równych i rozumnych, a władza polityczna, w tym szczególnie monarsza, to historycznie głównie wynaturzenie prowadzące do przemocy i zniewolenia. Naród jest pojęciem sztucznym, a ludzie z racji ich cech biologicznych nie różnią się pod żadnym względem, szczególnie germanie, jako zlepek innych narodów europejskich z genami R1b i wielką domieszką genów od neandertalskich kuzynów od przemocy. Nurt duchowości jaki reprezentował Weishaupt to oczywiście misteryjny iluminatyzm, nastawienie na Oświecenie Duszy, kierunek ku poznaniu Duszy i jej relacji z Bogiem, ze Stwórcą-Kreacją, stara gnoza mitraicka, gdzie jako ustrój polityczny preferowano przecież timokrację, rządy specjalistów i mistyków, w tym dawne władze w postali republiki rzymskiej...  

Iluminaci, mistycy w pełni oświeceni, są jak czerwone wilki zwane też rudymi wilkami, Canis lupus rufus, gdyż jest to jeden z najrzadszych gatunków wilka na świecie. Żyjący w Ameryce Północnej i Kanadzie, tam, gdzie tak mocno podobno mają władzę mieć iluminaci, a tymczasem, tylko około 100 wilków czerwonych żyje jeszcze na wolności, i trochę w różnych ogrodach zoologicznych jako okazy. Homo Illuminatus, jak czerwony wilk, to jeden z najrzadszych gatunków człowieka na świecie, i stąd bardzo cenny, gdyż Oświecenie jest tym, co jest najcenniejsze dla Ludzkości. 

Kto nie lubi iluminatów, oświeconych, buddhów, nie znosi Światła Bożego i należy do ciemnoty, do skrajnej ciemnoty, do ciemniactwa, czarnego luda z ciemności chaosu i mroku. 

Czerwony wilk - Canis lupus rufus - Rudy wilk


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz